Chmura czeka nas wszystkich, czy tego chcemy czy nie. To jest najbardziej przerażające w cudownym postępie technologii przetwarzania informacji - kiedyś mieliśmy chociaż iluzję wolnego wyboru. W sprawie chmury nie dają nam nawet tego.
Chciałem się trzymać z daleka od chmury i wirtualizacji usług informatycznych. Podobały mi się dwudziestowieczne metody pracy: moje pliki są moje i wiem, gdzie je mam, a usługi pocztowe realizuje mi serwer, za którego pracę wnoszę niewielką opłatę. Płatną pocztę w 2007 r. zabił Gmail, który Google rozdawało wszystkim w prezencie. Usługa tak atrakcyjna, że żadna płatna nie mogła z nią rywalizować. Wszyscy zaczęliśmy korzystać, bo wydawało się to oczywistym wyborem. Pięć lat później coraz więcej z nas przesiadło się już nie tylko na guglową pocztę, ale nawet na guglowy edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny, obróbkę zdjęć, kalendarz i komunikator. Uzależniliśmy się od tej oferty tak bardzo, że cokolwiek nam teraz Google zaproponuje - klikniemy "zgadzam się", bo jakie mamy wyjście? Migracja na inną platformę będzie już zbyt skomplikowana, żeby to miało sens. Poza tym dokąd tu migrować? Nie ma ucieczki przed chmurą. Stawiają na nią informatyczni giganci: Google, Apple i Microsoft.
Opierałem się tej technologii, ale w końcu spojrzałem w wycelowaną we mnie lufę. Od lat płaciłem za usługę pocztową Mobile Me, oferowaną przez Apple od czasów, gdy jego komputery były okrągłe i kolorowe. Płaciłem bez żalu, bo ja zawsze - mając taki wybór - wolę zapłacić, niż dostawać po oczach reklamami. Problemem jest to, że coraz rzadziej mam wybór. Poza tym apple'owska poczta była w miarę stabilna i łatwa w obsłudze. Zwłaszcza w porównaniu do służbowej korposkrzynki.
Używam czasu przeszłego, bo znów straciłem swobodę wyboru. Apple najpierw prosiło, żebym się przeniósł do ich nowej usługi, nazywanej - jakżeby inaczej - iCloud, a potem to już przestała być prośba. Gdy dostałem kategorycznie sformułowany mail, że mój stary adres w Mobile Me za chwilę przestanie działać, jeśli nie kliknę natychmiast na "przenieś się do iCloud", uległem. Na szczęście chwilę potem pojawiło się okienko z pytaniem, czy wszystkie moje urządzenia są kompatybilne z iCloud. Skłamałem i odpowiedziałem, że nie. Tym oszustwem zyskałem dostęp do opcji "używaj poczty po staremu". Ale na jak długo?
Wyjaśnijmy dokładnie, czym jest chmura. Większość czytelników tego tekstu zapewne już jest w chmurze, ale nie wszyscy muszą wiedzieć, że to się tak nazywa. Chmura jest reinkarnacją przedwczesnego pomysłu firmy Oracle, której prezes w połowie lat 90. nabrał przekonania, że era komputerów osobistych się skończyła, a przyszłość należy do komputerów sieciowych. Lansowano wtedy skrót "NC" (Network Computer) jako następcę "PC", poczciwego peceta. Kilka firm, wliczając w to IBM i Apple, zbudowało nawet prototypy takich urządzeń. Nie był to jednak sukces rynkowy. Nie wszyscy wtedy mieli dostęp do dostatecznie szybkich połączeń sieciowych. Mówimy o czasach wdzwaniania się modemami do dostawców internetu, obciążających za minutę połączenia. Teraz jednak nie tylko prawie wszędzie dostępna jest opcja sieci szerokopasmowej (ADSL, kablówka, satelita), ale doszła alternatywa w postaci 3G. Szybki internet staje się czymś tak oczywistym, jak prąd w gniazdku czy woda w kranie. To nie może nie zmienić sposobu, w jaki korzystamy z komputerów.
Pamiętam czasy, kiedy w redakcji ktoś uświadamiał sobie nagle, że plik z tekstem zostawił na domowym komputerze - i pędził taksówką, żeby przywieźć artykuł na dyskietce. W czasach chmury to coś równie absurdalnie staroświeckiego, jak gołębie pocztowe czy tabliczki klinowe. Drugi rodzaj problemów przedchmurowych jeszcze nie zniknął - awaria komputera! To groza, z którą zetknął się prawie każdy. Piszemy ważny dokument - pracę magisterską, książkę, felieton do "Logo" - i nagle coś zgrzytnęło, coś mrugnęło, twardy dysk wydał z siebie przerażające stuknięcie zagłady i komputer już nie reaguje na włączanie. Albo reaguje tak, że ze strachu sami go szybko wyłączamy. I co dalej? Paniczne zastanawianie się, kiedy ostatnio robiliśmy backup. Oczywiście - tak dawno, że nie ma wartości. Potem bardzo kosztowne odzyskiwanie danych albo reperowanie złoma tylko dla skopiowania z niego kluczowego pliku. I solennie dana sobie obietnica, że odtąd będziemy już dbać o backupy - zapewne najczęściej łamana obietnica cywilizacji cyfrowej.
Chmura to rozwiązanie takich problemów. Nie dosyć, że jest za darmo, to jeszcze oszczędza nam konieczności kursu taksówką po plik czy odzyskiwania danych z zepsutego dysku. Technologia polega na tym, że wszystkie nasze dokumenty są nam dostępne z praktycznie dowolnego terminalu internetowego. Różne firmy to różnie rozwiązują, ale wszystkim zależy na wielopłaszczyznowości, więc pliki są dostępne na urządzeniach tak różnych, jak telefon komórkowy, konsola do gier czy staroświecki pecet w blaszanym pudle.
Awaria sprzętu przestanie się kojarzyć z utratą danych i zepsuty gadżet wyrzucimy bez cienia sentymentu. Na nowym zaczniemy pracę od razu tam, gdzie ją zostawiliśmy. Brzmi jak opis informatycznego raju. Kiedyś wystarczyły przenosimy z maka na peceta i okazywało się, że drugiemu systemowi coś się nie podoba w formacie tabelki albo kodowaniu polskich literek. Chmura wszędzie działa jednakowo.
Dlaczego więc malkontent taki jak ja opiera się przed tą technologią? Bo naczelna reguła informatyki brzmi: "Jeśli coś się może wydarzyć szybciej i łatwiej, to oznacza przede wszystkim, że szybciej i łatwiej może wydarzyć się coś złego". Pamiętacie jeszcze, jakiego przyśpieszenia dostały wirusy, kiedy przestały się rozprzestrzeniać przez poczciwe, stare dyskietki - a zaczęły się roznosić przez załączniki mailowe? Teoretycznie możliwe jest napisanie wirusa rozprzestrzeniającego się przez chmurowe aplikacje - i to tak, żeby natychmiast zainfekowane były wszystkie pliki w chmurze. Całkowicie niezależnie od tego, jak ostrożni są właściciele plików - wszystko zależy od ostrożności administratorów serwisu. W teorii powinni być ostrożniejsi od szarych użytkowników, bo to zawodowcy. W praktyce często słyszymy o ich karygodnej niefrasobliwości - wyciek danych klientów Sony był możliwy przez to, że wrażliwe dane (hasła, numery kart kredytowych) przechowywano w niezaszyfrowanym pliku tekstowym!
Zostawmy jednak wirusy. To nie one będą głównym zmartwieniem czasów chmury. Będzie nim kradzież tożsamości. Skoro ty do swoich danych dostęp masz z każdego komputera, to znaczy, że dostęp ma każdy, kto zna hasło. W czasach przedchmurowych hasło indywidualnego użytkownika nie miało aż takiego znaczenia. Dane z komputera można było ukraść tylko razem z komputerem. Nasz strach przed utratą danych był więc tylko elementem większego strachu przed włamaniem czy rozbojem. Teraz doszło nowe zmartwienie - kradzieży hasła. Kiedyś mogliśmy sobie pozwolić na "qwerty" albo "1234", bo co nam groziło? Że ktoś przeczyta nasze nowe maile? Nic więcej przecież nie mógł z nimi zrobić, bo pocztę regularnie "ściągało się" na komputer, kasując ją na serwerze. Nikt tak już nie robi.
Gmail przyzwyczaił nas do wygody związanej z tym, że na serwerze miejsca mamy więcej, niż kiedykolwiek będziemy potrzebować. Nie będziemy więc kasować poczty, nawet gdyby ktoś przysłał mailem cały sezon serialu telewizyjnego. Teraz kto ukradnie hasło, będzie miał dostęp do wszystkiego. W najlepszym wypadku - tylko do poczty z ostatnich paru lat. A tam mogą być numer karty kredytowej czy dane osobowe, które wysłaliśmy komuś do umowy.
Przybyło nam powodów, by martwić się tym, co ktoś z czystej złośliwości może zrobić z naszymi danymi trzymanymi w chmurze. Np. jeśli będziesz w trakcie pisania pracy magisterskiej - wystarczy, że ją opublikuje w sieci, a będziesz miał twardy orzech do zgryzienia w walce z automatycznymi systemami wykrywania plagiatów. A kiedy ktoś zacznie szaleć w sieci pod twoim ukradzionym awatarem - robiąc na twoje konto zakupy w sklepach sieciowych czy wyrabiając sobie lewe dokumenty na twoje dane osobowe - opóźnienie magisterki będzie najmniejszym z twoich zmartwień.
Wiem, że w kapitalizmie każdy może mieć forda w dowolnym kolorze - pod warunkiem że będzie to jeden z dostępnych w ofercie. Więc wiem, że prędzej czy później będę zmuszony do przesiadki na chmurę - bo po prostu coraz trudniej będzie kupić zwykłego pendrive'a, zwykły dysk twardy czy nawet zwykłego peceta. Lecz osobiście zamierzam odwlekać przesiadkę tak długo, jak się da.
Zaloguj
lub
Zarejestruj się
aby zobaczyć!