A
Historycy popierają apel Płużańskiego do Komorowskiego
Z kraju niedziela, 01-09-13 08:44 Jan Bodakowski
Apel znanego historyka Tadeusza M. Płużańskiego do prezydenta Bronisława Komorowskiego o uroczysty pogrzeb dla zidentyfikowanych przez IPN ofiar komunizmu poparty został przez znanych historyków: prezesa IPN Łukasza Kamińskiego, kierownika ekshumacji na Powązkach Krzysztofa Szwagrzyka, i Antoniego Dudka. Gazecie Wyborczej, jak zwykle, cenna inicjatywa nie przypadła do gustu.
Zasłużony dla upowszechniania wiedzy o komunistycznych zbrodniach i zbrodniarzach, odpowiedzialności konkretnych funkcjonariuszy reżimu, zasługach ofiar komunizmu, Tadeusz Płużański na łamach portalu SuperU Expressu, zaapelował do prezydenta Komorowskiego o uroczysty pogrzeb dla zidentyfikowanych przez IPN ofiar komunizmu, które pochowane zostały na Powązkach w kwaterze „Ł”.
Znany historyk przypomniał, że potajemnie pochowani w na tak zwanej Łączce na Powązkach, i w setkach innych miejsc, polscy patrioci byli mordowani przez komunistów metodą katyńską. Komunistyczni zbrodniarze strzelali im z pistoletów w potylice, ofiary miały skrępowane z tyłu ręce. Szkielety ofiar świadczą, że zamordowani byli w bestialski sposób torturowani przez śmiercią. Ciała zamordowanych były wrzucane do dołów bezładnie jak śmieci. Rodzin ofiar nie informowano gdzie pochowano ofiary, często też, komuniści zadbali też o to by taka informacja nie znalazła się w żadnej kartotece.
W swoim artykule Płużański zaapelował by pogrzeby poprzedziły oficjalne uroczystości państwowe z udziałem prezydenta Polski. By hołd polskim bohaterom oddano uroczystą mszą i oficjalną uroczystością przed Grobem Nieznanego Żołnierza, uroczystym przemarszem konduktu żałobnego przez miasto.
Ze swej natury skłonna do kontestacji polskiego patriotyzmu „Gazeta Wyborcza” zasugerowała, że pomysł Płużańskiego to kolejna niepotrzebna prawicowa awantura, którą ma kontestować IPN. W odpowiedzi na publikacje Gazety Wyborczej prezes IPN, szef ekshumacji na Powązkach, i rzecznik IPN, poparli apel Płużańskiego.
Prezes IPN Łukasz Kamiński w wypowiedzi dla Super Expressu zadeklarował, że zgadza się z Płużańskim w kwestii patronatu prezydenta nad uroczystościami, które powinny mieć charakter państwowy i uroczysty.
Taki scenariusz pogrzebu poparł też przedstawiciel kancelarii prezydenta Komorowskiego Tomasz Nałęcz. Sam prezydent Komorowski wyraził poparcie dla ekshumacji dokonywanych przez IPN na Powązkach.
Prócz uroczystego pogrzebu, zdaniem prezesa IPN, pomordowani patrioci powinni zostać uhonorowani ogólnopolską akcją edukacyjną o życiu pomordowanych bohaterów. AkcjĘ taką powinna przeprowadzić Rada Ochrony Pamięci, Walk i Męczeństwa, wraz z IPN. Zdaniem prezesa IPN na „Łączce” powinno zostać wybudowane mauzoleum pomordowanych bohaterów, które stało by się miejscem pochówku nieidentyfikowanych ofiar i tych zidentyfikowanych, których rodziny zdecydują się pochować na Powązkach a nie w rodzinnych miastach.
Inicjatywę Płużańskiego poparł też w swej wypowiedzi na łamach Super Expressu Krzysztof Szwagrzyk kierujący ekshumacjami na Powązkach. Krzysztof Szwagrzyk przypomniał, że na "Łączce" od 1948 do 1956 komuniści zakopali zwłoki pomurowanych w mokotowskim więzieniu 300 polskich bohaterów. Część z pomordowanych bohaterów nie uda się zidentyfikować bo nie ma materiału porównawczego, nie ma ani potomków, ani zachowanych zwłok rodziców ofiar, z których można było by pobrać materiał do badań genetycznych.
Zdaniem Krzysztofa Szwagrzyka przerażający był stosunek komunistycznych oprawców do zwłok ofiar. Były one złośliwie zakopywane w mundurach Wehrmachtu. Do dołów wrzucano zwłoki jak śmieci. Po roku doły z zwłokami rozkopywano i wypełniano kolejną warstwą zwłok polskich patriotów. Obecne badania IPN mają na celu nie tylko odnalezienie zwłok pomordowanych, ale identyfikacje konkretnych ofiar, które komuniści chcieli usunąć na trwałe z historii Polski.
Apel Płużańskiego poparł też Antoni Dudek. Jego zdaniem mauzoleum narodowe ofiar komunizmu powinno być w takim miejscu by mogły być w nim pochowane i inne ofiary komunizmu.
Niewątpliwie ofiarom komunizmu należy się uroczysty państwowy pogrzeb, pomniki w miejscach ich pochówków i kaźni. Dobrze by było gdyby zwłoki bohaterów stały się narodowymi relikwiami. By ci zidentyfikowani zostali pochowani w miejscach swojej działalności. By ich groby stały się lokalnymi mauzoleami, które ożywią zainteresowanie patriotyzmem i historią w prowincjonalnej Polsce. By ich ofiara stała się fundamentem pod budowę patriotyzmu wśród mieszkańców powiatowej Polski, i rozpaliła wolę walki wśród tych, którzy do dziś są stłamszeni postkomunistyczni układami.
Jan Bodakowski
fot. I.Fryszkowski/prawy.pl
Nigdy nie zrozumiem (może jestem za głupiZe swej natury skłonna do kontestacji polskiego patriotyzmu „Gazeta Wyborcza” zasugerowała, że pomysł Płużańskiego to kolejna niepotrzebna prawicowa awantura, którą ma kontestować IPN.
Czyli nie wiedzieli państwo, że zdobywcy Polski ustawili sobie pomnik w pobliżu katowni, w której mordowali polskich patriotów?
Nie, nie wiedziałam tego.
"Pomnika chcą warszawiacy, a ja wierzę w demokrację" Radna PO o tym, dlaczego pomnik ku czci Armii Czerwonej musi zostać.
Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
slawektor napisał:Czyli nie wiedzieli państwo, że zdobywcy Polski ustawili sobie pomnik w pobliżu katowni, w której mordowali polskich patriotów?
Nie, nie wiedziałam tego.
"Pomnika chcą warszawiacy, a ja wierzę w demokrację" Radna PO o tym, dlaczego pomnik ku czci Armii Czerwonej musi zostać.
Postawa ZSRR wobec powstania
Zarówno w propagandzie, jak i opracowaniach historycznych ukazujących się w ZSRR i PRL utrzymywano, że Armia Czerwona nie była w stanie udzielić skutecznej pomocy powstaniu, gdyż po intensywnych walkach na Białorusi jej oddziały były osłabione oraz zbyt oddalone od baz zaopatrzeniowych, aby móc przebić się do Warszawy. Podkreślano także, iż wybuch powstania nie został uzgodniony z dowództwem radzieckim oraz utrzymywano, że polska stolica nie odgrywała większej roli w radzieckich planach wojennych. Dokumenty ujawnione po rozpadzie ZSRR przeczą jednak tym twierdzeniom. Wynika z nich bowiem, że radziecka 2. Armia Pancerna, która prowadziła bezpośrednie natarcie w kierunku Warszawy została wprowadzona na pierwszą linię dopiero 22 lipca, a w dodatku wyruszyła z pozycji wyjściowych na Wołyniu skąd jej bazy zaopatrzeniowe dzieliła od polskiej stolicy odległość ok. 300 kilometrów. Posiadała ona także trzykrotnie większe zapasy amunicji oraz większe zasoby paliwa niż radziecka 69. Armia walcząca na rzekomo priorytetowym przyczółku warecko-magnuszewskim[187]. 28 lipca 1944 Stawka poleciła dowództwu I Frontu Białoruskiego, aby swoim prawym skrzydłem rozwinęło natarcie na Warszawę i nie później niż 5-8 sierpnia zdobyło Pragę oraz sforsowało Wisłę na wysokości Pułtuska i Serocka. W tym samym czasie lewe skrzydło frontu miało uchwycić przyczółki w rejonie Dęblina, Solca i Zwolenia. Po sforsowaniu Wisły marszałek Rokossowski miał kontynuować natarcie w kierunku Torunia i Łodzi. Dokument ten – ujawniony dopiero po rozpadzie ZSRR – pozwala wysnuć wniosek, że sowieckie dowództwo planowało w pierwszych dniach sierpnia 1944 zdobyć Warszawę za pomocą dwustronnego manewru okrążającego[14][188]. W tym samym czasie radziecka propaganda poprzez audycje radiowe i zrzut ulotek wzywała mieszkańców Warszawy do walki z Niemcami[26][27]. Wiele wskazuje na to, że Stalin planował szybkie zdobycie polskiej stolicy, co więcej z przyczyn politycznych przykładał do tego dużą wagę[l], gdyż zamierzał ulokować w mieście siedzibę nowo utworzonego PKWN[189][190].
Porażka w bitwie pancernej pod Warszawą spowolniła co prawda natarcie Rokossowskiego, lecz w mniejszym stopniu niż przedstawiała to później radziecka propaganda. W dokumentach przechowywanych w Centralnym Archiwum MON Federacji Rosyjskiej (datowanych na lipiec 1944) nie ma bowiem żadnej wzmianki o załamaniu natarcia na Warszawę ze względu na niemiecki opór[191]. Co prawda 1 sierpnia dowodzący 2. A. Panc. generał Aleksiej Radziejewski wydał swoim oddziałom rozkaz przejścia do obrony, lecz miała to być jedynie przerwa taktyczna – niezbędna aby uzupełnić zapasy amunicji i paliwa. Jeszcze 2 sierpnia radziecka „Prawda” zagrzewała czerwonoarmistów hasłem „na Warszawę!”[188]. Przewaga sowiecka była wówczas wyraźna i wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Niemcy nie zdołaliby utrzymać miasta. Dowództwo niemieckiej 9. Armii oceniało sytuację w rejonie Warszawy jako katastrofalną[192].
Wybuch powstania warszawskiego zaskoczył Stalina. Z tego powodu postawa ZSRR wobec polskiego zrywu była początkowo ambiwalentna[193]. Podczas spotkania z premierem Mikołajczykiem (4 sierpnia) Stalin wyraził wątpliwość, czy AK będzie w stanie samodzielnie wyzwolić stolicę, oskarżając jednocześnie jej żołnierzy, że „w ogóle nie walczą z Niemcami, ale kryją się po lasach”. Niemniej w odpowiedzi na prośbę o wsparcie powstania obiecał „szybką” pomoc w postaci zrzutów broni oraz „poparcie ze strony lotnictwa” w „pełnych granicach jego możliwości”[194]. Podobny ton przybrał w depeszy do premiera Churchilla (5 sierpnia), gdzie pisał, iż „zakomunikowane Panu przez Polaków informacje są bardzo przesadzone i nie budzą zaufania (…) Armia Krajowa Polaków składa się z kilku oddziałów, które niesłusznie nazywają siebie dywizjami. Nie mają one ani artylerii, ani lotnictwa, ani czołgów. Nie wyobrażam sobie, jak takie oddziały mogą zdobyć Warszawę” – ale równocześnie nie odmówił jednoznacznie udzielenia Polakom pomocy[195]. Moskwa starała się ukryć fakt wybuchu powstania przed własnym społeczeństwem. W zachowanych meldunkach I Frontu Białoruskiego z sierpnia i pierwszej połowy września 1944 nie ma żadnej wzmianki o walkach w Warszawie. Również komentarze sowieckiej prasy były początkowo nieliczne i ostrożne[196]. Prawdopodobnie Stalin spodziewał się szybkiego upadku powstania lub liczył na daleko idące ustępstwa polityczne ze strony polskiego rządu (w zamian za pomoc dla Warszawy) stąd unikał początkowo jednoznacznych deklaracji[197]. Jeszcze 8 sierpnia marszałkowie Żukow i Rokossowski przedstawili Stawce plan ofensywy, który przewidywał rozpoczęcie uderzenia z przyczółków na Narwi i pod Magnuszewem, a następnie wyzwolenie Warszawy między 25 sierpnia a 1 września 1944. Ze względów propagandowych przewidywano, że frontalne uderzenie na Pragę przeprowadzi 1. Armia Wojska Polskiego[192]. Gdy okazało się, że polski zryw nie wygaśnie zbyt szybko, a jego przywódcy reprezentują opcję niepodległościową, Stalin przyjął wobec powstania jednoznacznie wrogą postawę. Z meldunków składanych przez oddziały frontowe wynikało, że na początku sierpnia 1944 roku zachodni brzeg Wisły był w wielu miejscach w ogóle nie obsadzony przez Niemców[198]. Mimo tego 6 sierpnia z szeregów 2. A. Panc. niespodziewanie wycofano 1. pułk pontonowy, co można uznać za rezygnację z przeprawy przez rzekę. Dwa dni później 2. A. Panc. została wycofana spod Warszawy i skierowana na odpoczynek (na jej miejsce wprowadzono znacznie słabszą 47. Armię). Z okolic miasta wycofano także 61. i 70. Armię oraz dowodzoną przez generała Berlinga 1. Armię Wojska Polskiego. Ponadto do 10 września sowieckie lotnictwo obowiązywał zakaz prowadzenia lotów bojowych nad Warszawą. Pod koniec sierpnia I Front Białoruski otrzymał ograniczone zadania bojowe w okolicy Narwi, pozostające bez jakiegokolwiek związku z trwającym w Warszawie powstaniem. Jego powolne natarcie przedłużało powstanie, zwiększało straty w ludziach, a zarazem budziło w Warszawie płonne nadzieje na szybką pomoc[199]. Jednocześnie 12 sierpnia agencja TASS opublikowała komunikat, w którym oświadczono, że „odpowiedzialność za wydarzenia w Warszawie spada wyłącznie na polskie koła emigracyjne w Londynie”, a sugestie jakoby ZSRR nie udzieliło powstaniu wystarczającej pomocy są „rezultatem nieporozumienia, albo przejawem oszczerstwa”[200]. Cztery dni później, w odpowiedzi na depeszę Churchilla, Stalin określił powstanie mianem „lekkomyślnej awantury”, od której radzieckie dowództwo „postanowiło otwarcie się odciąć”. Jednocześnie w osobnej nocie Ludowy Komisariat Spraw Zagranicznych oświadczył, iż rząd radziecki nie zgadza się, aby alianckie samoloty lecące z dostawami dla Warszawy lądowały na radzieckich lotniskach, gdyż „nie życzy sobie, aby – pośrednio lub bezpośrednio – wiązano go z awanturą w Warszawie”[186][201]. Moskwa zagroziła nawet internowaniem alianckich lotników, którzy zdecydowaliby się wylądować na terytorium kontrolowanym przez Armię Czerwoną[202]. Z kolei w depeszy do Churchilla i Roosevelta z dnia 22 sierpnia 1944 Stalin nazwał powstańców „grupką przestępców, którzy dla uchwycenia władzy wszczęli awanturę warszawską”[203]. KG AK kilkukrotnie proponowała dowództwu I Frontu Białoruskiego nawiązanie regularnej łączności (w tym ustanowienie stałego połączenia telefonicznego), lecz nie otrzymała żadnej odpowiedzi[204]. Kurierzy AK wysłani do sztabu Rokossowskiego zostali aresztowani przez NKWD[205]. Po wezwaniu przez „Bora” na pomoc Warszawie oddziałów z okręgów Armii Krajowej (14 sierpnia), oddziały NKWD otrzymały ze Stawki polecenie niedopuszczenia oddziałów AK za Wisłę i wstrzymania przewozu przez nie broni oraz ich rozbrajania[206].
Stanowisko Stalina uległo pewnemu złagodzeniu na początku września. I Front Białoruski wznowił wówczas działania zaczepne w rejonie Warszawy w efekcie czego sowiecka 47. Armia wraz oddziałami 1. Armii Wojska Polskiego wyzwoliły prawobrzeżną Pragę (10-14 września)[207]. Jednocześnie Moskwa wyraziła zgodę na lądowanie alianckich samolotów na swoich lotniskach (10 września), a radzieckie lotnictwo rozpoczęło zrzuty zaopatrzenia nad Warszawą (14 września). Zdaniem Nikołaja Iwanowa miał być to „gest dobrej woli” pod adresem mocarstw zachodnich, a zarazem efekt chwilowych rozterek Stalina, który miał wahać się, czy pozwolić Niemcom stłumić powstanie, czy też może w ostatniej chwili wkroczyć do akcji, aby zaprezentować się Polakom i zachodniej opinii publicznej jako ten, który ocalił Warszawę[208]. Z kolei Władysław Pobóg-Malinowski uważał, że Stalin otrzymawszy informacje o rozmowach kapitulacyjnych prowadzonych przez KG AK z Niemcami postanowił podjąć ograniczone działania zaczepne, aby wzbudzić w Warszawie nadzieje na rychłą pomoc i przedłużyć powstanie – tak, aby Niemcy zniszczyli doszczętnie polskie siły niepodległościowe[209]. Ostatecznie Stalin nie uległ wielokrotnym wezwaniom o udzielenie pomocy powstaniu, kierowanym do niego przez aliantów i Rząd RP na uchodźstwie. Radzieckie dowództwo zgodziło się jedynie na przeprowadzenie ograniczonej akcji desantowej przez Wisłę, w której udział wzięli niedoświadczeni polscy żołnierze, pozbawieni odpowiedniej ilości środków przeprawowych i wsparcia artyleryjskiego. Ze względu na szczupłość zaangażowanych sił akcja ta miała prawdopodobnie charakter wyłącznie propagandowy i z góry zakładano jej niepowodzenie[210]. 23 września ambasadorowie Wlk. Brytanii i USA interweniowali u Stalina ws. pomocy dla powstania, ale otrzymali odpowiedź: „Nikt nie może odnaleźć tego generała „Bora”. Nie wiemy, gdzie on jest. Widocznie wyjechał z Warszawy”. 28 września KG AK skierowała depeszę do Rokossowskiego, w której ostrzegano, że powstańcy są w stanie wytrwać jeszcze tylko 72 godziny, po czym kapitulacja stanie się nieuchronna. Dowództwo AK ponownie nie uzyskało jednak żadnej odpowiedzi[211]. Bez odpowiedzi pozostał także ostatni apel skierowany do Stalina przez premiera Mikołajczyka (30 września).
Stosunek PPR i PKWN do powstania
Wiele wskazuje na to, że polscy komuniści przygotowywali w Warszawie wystąpienie zbrojne, które miało się rozpocząć w momencie wkraczania do miasta oddziałów Armii Czerwonej. Komunistyczna propaganda wzywała Warszawiaków do walki z Niemcami, a w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia 1944 pozostające w mieście oddziały Armii Ludowej zostały postawione w stan alarmowy[212]. Po wybuchu powstania oddziały AL wzięły udział w walkach, podporządkowując się taktycznie dowództwu AK. Stanowisko władz PPR i PKWN wobec powstania było początkowo dwuznaczne. Na początku sierpnia „Radiostacja Kościuszko” sugerowała wręcz, że to komuniści kierują powstaniem w Warszawie[213]. 13 sierpnia generał Michał Rola-Żymierski wydał rozkaz nr 6, w którym niedwuznacznie dał do zrozumienia, że 1. Armia Wojska Polskiego wraz z Armią Czerwoną rychło wyruszą na pomoc Warszawie[214]. Z drugiej strony podczas wizyty Mikołajczyka w Moskwie obecni tam przedstawiciele PKWN (Wanda Wasilewska, Bolesław Bierut) twierdzili, iż informacje o wybuchu powstania w Warszawie są fałszywe (6 sierpnia)[194].
Po ostatecznym wykrystalizowaniu się stanowiska ZSRR, PKWN przyjął jawnie wrogą postawę wobec powstania. Na posiedzeniu Komitetu, które odbyło się w Lublinie 15 września 1944 Bolesław Bierut, Roman Zambrowski, Jakub Berman, Michał Rola-Żymierski omawiali możliwy rozwój wypadków w razie zwycięstwa powstańców. Stanisław Radkiewicz stwierdził wówczas, że nie do pomyślenia jest: „żebyśmy pozwolili na wzięcie władzy komuś, mając cztery dywizje do dyspozycji. Wojsko porwie za sobą wszystko i wszelką próbę nieprawnego zagarnięcia władzy trzeba ukrócić z pomocą generała Kieniewicza i całej naszej 1. Armii”. Zdecydowano o stworzeniu wojsk wewnętrznych, które w przypadku klęski Niemców miały wkroczyć do Warszawy i rozbić zwycięską Armię Krajową[215]. 30 września przewodniczący PKWN Edward Osóbka-Morawski wraz generałem Rolą-Żymierskim, Hilarym Mincem oraz Stefanem Jędrychowskim uczestniczył w konferencji prasowej zorganizowanej w Moskwie dla korespondentów prasy zagranicznej. W jej trakcie oświadczyli oni fałszywie, że od 13 sierpnia Armia Czerwona udzielała powstańcom wsparcia materiałowego oraz oskarżyli dowództwo AK o celowe unikanie kontaktu ze sztabem Rokossowskiego[216]. Jednocześnie Osóbka-Morawski oświadczył, że generał „Bór” jest „zbrodniarzem wojennym”, którego PKWN postawiłoby przed sądem, gdyby wpadł w jego ręce[217].
Opole, 29.08.2013 r.
Podczas dzisiejszej sesji Rady Miasta Opola przyjęty został obywatelski projekt uchwały ws. nazwania ronda na Pl. Wolności w Opolu: „Rondo Ofiar Ludobójstwa na Wołyniu”. W ten sposób Opole będzie jednym z tylko kilku miast w Polsce, gdzie ofiary ludobójstwa na Kresach Wschodnich II Rzeczpospolitej zostały upamiętnione nazwą ulicy, palcu, ronda.
Jednocześnie jest to pierwszy w historii Opola obywatelski projekt uchwały, który nie tylko trafił pod obrady Rady Miasta poparty wystarczającą liczbą podpisów, ale został przyjęty głosami radnych. Wbrew wcześniejszym sygnałom oraz negatywnej opinii komisji infrastruktury radni zdecydowali o przyjęciu uchwały. Przeciwko głosował tylko jeden radny, przy 14 głosach za i 8 wstrzymujących się.
11 lipca br. w 70. rocznicę „krwawej niedzieli” zbiórkę podpisów pod obywatelskim projektem uchwały ws. nazwania ronda na Pl. Wolności: „Rondo Ofiar Ludobójstwa na Wołyniu” rozpoczęła Solidarna Polska. W inicjatywę włączyły się liczne środowiska, m.in.: młodzież z Publicznego Liceum Katolickiego SPSK w Opolu, Niezależne Zrzeszenie Studentów Uniwersytetu Opolskiego, Kresowianie. Dziś projekt poparli opolscy radni i w ciągu kilku tygodni w ścisłym centrum Opola pojawi się tabliczka upamiętniająca ponad 100 000 bezimiennych ofiar mordów sprzed lat.
W imieniu inicjatorów akcji pragnę złożyć serdecznie podziękowania wszystkim mieszkańcom Opola, którzy zaangażowali się w zbiórkę podpisów i przyczynili się w ten sposób do upamiętnienia w Opolu ofiar ludobójstwa na Kresach Wschodnich II Rzeczpospolitej.
Małgorzata Wilkos
Małgorzata Wilkos pomysłodawczyni akcji zbierania podpisów.
Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
O tym Polaku powinien usłyszeć cały świat. Zasłużył na to!
Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
Pewnie,że warto...dlatego napisałem o tym Panu w odpowiednim temacie czyli tu :Kamelka napisał:Może też warto napisać tu o tym żołnierzu...
O tym Polaku powinien usłyszeć cały świat. Zasłużył na to!
Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!