Rozmowy o polityce - dyskusja, polemika, poglądy opinie

Status
Zamknięty.

antbil

Bardzo aktywny
Fąfel
Dołączył
11 Czerwiec 2010
Posty
6033
Reakcje/Polubienia
4460
Miasto
Gdynia Orłowo
.
Niesiołowski o Glińskim: popychadło Kaczyńskiego, zero, szrot polityczny

- Popychadło Kaczyńskiego, zero, szrot polityczny - w ostrych słowach Stefan Niesiołowski określił prof. Piotra Glińskiego na antenie telewizji Superstacja. Poseł PO został poproszony o ocenę polityków, którzy w ciągu kilku najbliższych lat będą ubiegać się o rozmaite stanowiska. Najbardziej dostało się właśnie prof. Glińskiemu.

d978f5b30f1ff029186614ae57b6be22.jpg

Foto: Maciej Stankiewicz / Onet

Gość Superstacji zapytany został zatem między innymi o prof. Piotra Glińskiego, byłego kandydata na szefa rządu technicznego i prawdopodobnego kandydata na prezydenta Warszawy oraz na prezydenta RP z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, a także o Ryszarda Kalisza, kandydata do Parlamentu Europejskiego i być może na prezydenta Warszawy oraz na prezydenta RP.

- Jest różnica między Ryszardem Kaliszem, który jest poważnym samodzielnym politykiem, a pisowskim popychadłem jakim jest pan Gliński - powiedział Superstacji Stefan Niesiołowski. - Gliński jest popychadłem Kaczyńskiego, jest zerem politycznym - kontynuował ostrą retorykę.

Poproszony o porównanie do Jarosława Gowina, odpowiedział, że lidera nowej partii można krytykować, ale to "polityk, który wszedł do Senatu, wygrał wybory do Sejmu dwa razy". - Gliński jest kimś nieporównywalnym w swoim błazeństwie. Ja kogoś takiego drugiego nie znam - stwierdził Niesiołowski.

Dopytywany o korzenie polityczne Glińskiego, który działał m.in. w Unii Wolności, posłowi PO puściły nerwy. - To szrot polityczny. Nie ma o czym mówić - zakończył.


Opracowanie Onet.pl na podstawie: Superstacja
 
A

Anonymous

longinus napisał:
Ad vocem powyżej
Dzisiaj ma urodziny, pukła mu 70tka.

Sekielski odkrył spisek SLD-PiS w sprawie więzienia CIA, działającego w l. 2002-2003. Oczywiście PiS wtedy rządził, podobnie jak po 2007 r.
 
A

Anonymous

Tak Pan Marszałek Stefan Hrabia Niesiołowski to ewidentnie człowiek który jest dowodem na to,że wiek w niektórych przypadkach robi różnicę,jakoś kiedyś nie przeszkadzała mu wspólna działalność w jednej partii z panami Jurkiem,Łopuszańskim,Romaszewskim czy Macierewiczem :eek: .Ale im dalej w las tym ciemniej...
Od wielu lat nie potrafi na luzie wysłowić się w żadnej kwestii.Prawie zawsze go puszcza.
Jedyną kwestią i osobą która działa na niego jak lek uspokajający jest pan premier Tusk.
Widać,że kiedy się o nim wypowiada puls mu się normalizuje,ciśnienie nie skacze i wewnętrznie się wycisza.

Mógłby z całkowitym przekonaniem zaśpiewać panu premierowi :

Jesteś lekiem na całe zło
I nadzieją na przyszły rok.
Jesteś gwiazdą w ciemności,
Mistrzem świata w radości,
Oto cały ty.


Jesteś lekiem na całe zło,
I nadzieją na przyszły rok.
Jesteś alfą omegą,hymnem,kolędą
Oto cały ty,nienazwany ty...
 

Areopagita

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
18 Sierpień 2010
Posty
1046
Reakcje/Polubienia
15
Miasto
różne
Goldman Sachs obalił reżim Muammara Kaddafiego w Libii?

Bank Gold­man Sachs stoi za oba­le­niem re­żi­mu Mu­am­ma­ra Kad­da­fie­go w Libii? "The New York Times" pisze, że ban­kie­rzy z Wall Stre­et byli w sta­nie osią­gnąć to, czego przez kil­ka­dzie­siąt lat nie osią­gnię­to wsku­tek wpro­wa­dza­nych sank­cji - do­pro­wa­dzi­li do re­wo­lu­cji, a w kon­se­kwen­cji upad­ku au­to­kra­tycz­nych rzą­dów.

Muammar KaddafiMuammar KaddafiFoto: AFP
- Geo­po­li­ty­ka to obec­nie gra z wy­ko­rzy­sta­niem broni o cha­rak­te­rze fi­nan­so­wym i han­dlo­wym. Ta nowa geo­eko­no­micz­na gra może być bar­dziej wy­daj­na i sub­tel­na niż ostat­nie roz­gryw­ki geo­po­li­tycz­ne - po­wie­dział kie­dyś jeden z do­rad­ców pre­zy­den­ta USA Geo­r­ge'a W. Busha.

Po 42 la­tach uci­sku dyk­ta­tor­skich rzą­dów Mu­am­ma­ra Kad­da­fie­go, w paź­dzier­ni­ku 2011 r., Libia zo­sta­ła uwol­nio­na od au­to­kra­tycz­nej wła­dzy. Przy­czyn upad­ku pa­no­wa­nia puł­kow­ni­ka było wiele - od bun­tow­ni­cze­go po­wsta­nia sił zbroj­nych Tym­cza­so­wej Rady Na­ro­do­wej do sank­cji na­ło­żo­nych przez Za­chód, w tym za­mro­że­nia kont ban­ko­wych i boj­ko­tu eks­por­tu tam­tej­szych złóż ropy naf­to­wej.

Wśród wielu czyn­ni­ków zwią­za­nych z wy­zwo­le­niem na­ro­du li­bij­skie­go nie­czę­sto mówi się o dzia­łal­no­ści ame­ry­kań­skie­go banku in­we­sty­cyj­ne­go Gold­man Sachs, przy­pusz­czal­nie pro­wa­dzo­nej na po­le­ce­nie De­par­ta­men­tu Obro­ny lub, co naj­mniej, za ich mil­czą­cą zgodą. Cho­ciaż żaden dowód tej współ­pra­cy mię­dzy ban­kiem a Sta­na­mi Zjed­no­czo­ny­mi ofi­cjal­nie nie ist­nie­je, trud­no jest przy­mknąć oko na sku­tecz­ność, z jaką ban­kie­rzy zre­ali­zo­wa­li swój cel.

Na­ro­do­wy li­bij­ski fun­dusz in­we­sty­cyj­ny (LIA) twier­dzi, że Gold­man Sachs do­pro­wa­dził do strat dla na­ro­du w la­tach 2007-11 o war­to­ści ok. jed­ne­go mi­liar­da do­la­rów zy­sku­jąc na trans­ak­cjach kwotę w wy­so­ko­ści ok. 350 mi­lio­nów do­la­rów.

Z punk­tu wi­dze­nia urzęd­ni­ków fi­nan­so­wych Libii, agre­sor wobec kraju bli­skow­schod­nie­go nie nosił w trak­cie ataku ani broni pal­nej, ani ra­kiet, ani bomb. Za­miast tego Libia mu­sia­ła się zmie­rzyć z "ar­se­na­łem rodem z XXI wieku".

Jak in­for­mu­je "The New York Times", pozew zło­żo­ny w ze­szłym ty­go­dniu przez li­bij­ski fun­dusz in­we­sty­cyj­ny za­kła­da, że Gold­man Sachs nad­użył za­ufa­nia, nie pro­wa­dząc od­po­wied­niej do­ku­men­ta­cji na temat trans­ak­cji. W po­zwie czy­ta­my, że fun­dusz za­rzu­ca wy­ko­rzy­sty­wa­nie przez ban­kie­rów spół­ki faktu współ­pra­cy z mło­dym i nie­do­świad­czo­nym ze­spo­łem ludzi z Libii.

Oskar­ży­ciel uważa, że bank za­sto­so­wał pod­stęp, by zdo­być za­ufa­nie per­so­ne­lu fun­du­szu. Pro­ces obej­mo­wał znaną tak­ty­kę ame­ry­kań­skich ban­kie­rów po­le­ga­ją­cą na za­trud­nia­niu człon­ków ro­dzi­ny po­szcze­gól­nych urzęd­ni­ków pań­stwo­wych, aby na­mno­żyć moż­li­wo­ści, które się po­ja­wia­ją, kiedy nie­do­świad­cze­ni, w tym przy­pad­ku li­bij­scy, biu­ro­kra­ci za­wie­ra­ją 10- i 11-cy­fro­we trans­ak­cje z pra­cow­ni­ka­mi banku, wśród któ­rych wielu to ab­sol­wen­ci Uni­wer­sy­te­tu Ha­rvar­da.

W 2003 roku ONZ roz­po­czę­ła akcję zno­sze­nia san­cji wobec Libii w wy­ni­ku współ­pra­cy w walce z ter­ro­ry­zmem w związ­ku z ata­kiem na World Trade Cen­ter. W tym cza­sie za­rów­no Wiel­ka Bry­ta­nia jak i Stany Zjed­no­czo­ne za­chę­ca­ły swoje elity ban­ko­we do roz­po­czę­cia kon­tak­tów biz­ne­so­wych z wcze­śniej nie­ty­kal­nym re­żi­mem. Jak pisze "The Daily Beast", na od­po­wiedź na takie za­pro­sze­nie nie trze­ba było długo cze­kać.

Zgod­nie z in­for­ma­cja­mi ga­ze­ty, je­sie­nią 2007 roku Gold­man Sachs do­ko­nał pre­zen­ta­cji dla Li­bij­czy­ków za­chę­ca­jąc do usta­no­wie­nia part­ner­stwa mię­dzy ban­kiem a pań­stwo­wym fun­du­szem. Współ­pra­ca miała także za­kła­dać szko­le­nia dla swo­ich pra­cow­ni­ków i "ofer­tę stra­te­gicz­ne­go do­radz­twa dłu­go­ter­mi­no­we­go i moż­li­wo­ści in­we­sty­cyj­nych". To drugą stro­nę prze­ko­na­ło.

Jeden z pra­cow­ni­ków li­bij­skie­go fun­du­szu zdra­dza, że z jed­nej stro­ny Gold­man Sachs aran­żo­wał nie­spra­wie­dli­we i pełne wy­zy­sku trans­ak­cje, a jed­no­cze­śnie wie­lo­krot­nie po­wta­rzał, że szuka dłu­go­ter­mi­no­wych re­la­cji z LIA jako stra­te­gicz­nym part­ne­rem. - To była nie­praw­da - mówi "The Daily Beast".

Z in­for­ma­cji opu­bli­ko­wa­nych w bry­tyj­skim "The Te­le­graph" wy­ni­ka, że trans­ak­cje dre­no­wa­ły bu­dżet li­bij­skie­go fun­du­szu. Do końca 2008 roku ich war­tość dra­stycz­nie spa­dła, a w 2011 roku do­pro­wa­dzi­ła do kry­zy­su fi­nan­so­we­go w Libii. To on mógł mieć nie­bez­po­śred­ni wpływ na tzw. arab­ską wio­snę ludów w Libii i osta­tecz­ne oba­le­nie re­żi­mu Kad­da­fie­go.

Dzię­ki no­we­mu po­zwo­wi w lon­dyń­skim są­dzie, bę­dzie można w końcu usły­szeć o me­cha­ni­zmach dzia­łal­no­ści banku. Jeśli ja­kie­kol­wiek z za­rzu­tów się po­twier­dzi, wów­czas śmia­ło bę­dzie można mówić o nowym mo­de­lu po­stę­po­wa­nia w sto­sun­ku do wro­gich kra­jów, rzą­dów, czy na­ro­dów - wy­star­czy wy­słać do akcji do­świad­czo­nych ban­kie­rów, któ­rzy po­zba­wią nie­przy­ja­zne pań­stwo pie­nię­dzy, a w kon­se­kwen­cji do­pro­wa­dzą do re­wo­lu­cji, np. ta­kiej, do któ­rej do­szło w Libii. Na od­le­głość, bez in­ter­wen­cji woj­sko­wej.


Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!

Panie i Panowie,

czy ktoś ma jeszcze złudzenia co do realnej wolności obywateli świata? Pieniądz i władza rządzą światem.

Mówiąc ściśle - żądza pieniądza i żądza władzy determinują w rozmaity sposób wybory życiowe władców świata, aktualnych i tych, którzy do tej funkcji aspirują (wielkich, nie znanych nam, mniejszych, ich ludzi oraz najmniejszych - lokalnych kacyków jak PDT), a poprzez te - rządy (w tym te 'demokratyczne'), które poprzez decyzje polityczne jawne i ukryte, przez służby specjalne, szpiegów i szpionki ukierunkowują w kluczowych momentach dzieje w cennych dla nich obszarach, zarówno geograficznych jak i duchowych - czytaj dających się wykorzystać. Tak było np. z ustawą tytoniową w III RP, tak było z upadkiem komunizmu, czyli wielką transformacją, tak było z rozmaitymi rewolucjami.

Gdzie w tym miejsce dla nas, ludzi pozbawionych władzy czy może tylko bez władzy?
Jak zachować w takim świecie własną wolność i podmiotowość? W jakim zakresie jest to możliwe i czy zależy to od przyzwolenia władzy, czy też jest nadal miejsce na bycie osobą? Czyli bycie kimś, kto stanowi o sobie, także w wymiarze społecznym. Czy po prostu powinniśmy się pogodzić z naszym semi-niewolnictwem?

:scratch
 

Areopagita

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
18 Sierpień 2010
Posty
1046
Reakcje/Polubienia
15
Miasto
różne
...
duplikat się pojawił podczas edycji
...
:zawsty
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
Szczepan Twardoch:

szczepan_twardoch_pap_arch600.jpeg

fot. PAP / Jakub Kamiński Szczepan Twardoch

Polski w Polsce wszyscy nienawidzą. W dodatku mają rację - mówi Szczepan Twardoch, pisarz w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym".

Twardoch opowiada o powodach swojej wściekłości na III RP. – Wydaje mi się, że III Rzeczpospolita zawiodła znakomitą większość swoich obywateli. Większość Polaków została przez Polskę wyru...na. I z jakimś wstydem to mówię, bo mnie to nie dotyczy, ja sobie daję radę, robię to, co lubię, i mnie akurat w Polsce dobrze, nikt mnie, żeby sprawę ująć po marksistowsku, nie alienuje od wyników mojej pracy. Ale ja oczywiście jestem w wyjątkowej sytuacji. Nie wyzyskuję nikogo ani nie daję się nikomu wyzyskiwać. Nie jestem właścicielem firmy ani w tej firmie nie pracuję. Czuję się raczej jak jakiś rzemieślnik, ktoś zupełnie na zewnątrz tego kieratu - powiedział laureat Nagrody Nike.

Twardoch dopytywany był, czy oczekiwania nie były zbyt wygórowane, czy Polacy nie brną w hipokryzję, mówiąc, że tu jest strasznie, nie da się żyć i zostali oszukani

– Ci wkur... goście, co z Radomia jeżdżą do roboty w Warszawie starymi passatami, bo im kochana ojczyzna zwinęła przez minione ćwierć wieku transport publiczny, oszukują samych siebie? Upadek kolei nie jest faktem? Słynna mapka, pokazująca, jak w ciągu minionych 25 lat kurczyła się sieć linii kolejowych, została sfałszowana? – pyta retorycznie Twardoch.

Pisarz stawia tezę: Polski w Polsce nienawidzą wszyscy. – Polski nienawidzi tzw. obóz patriotyczny, ponieważ żyją w czymś, co wydaje im się nie-Polską albo anty-Polską. Premierem jest Donald Tusk, którego mają za pachołka Niemców i Moskali, rządzą nami za pośrednictwem swoich wasali okupanci. Z kolei dla ludzi o opcji lewicowo-liberalnej prawdziwą Polską byłby kraj z tradycji Kołłątaja, Boya, Słonimskiego, Michnika, a tu mają Polskę, która słucha Rydzyka i chce głosować na PiS, Polskę, która tłumnie obchodzi rocznice smoleńskie i zapier... do kościoła – zadupie Europy, gdzie przetrwały największe demony kontynentu. I też jej nienawidzą. Biedni nienawidzą Polski, bo są przez nią ru...ani. Kocha ją tylko wąska grupka – wiem, że to brzmi jak z fatalnej publicystyki, ale lepszego sformułowania nie widzę – beneficjentów przemian.
[/img]
źródło:

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
tak przedstawiono w: źródło poniżej:

Patrzy z fota trochę z byka :szydera

wersja z innego portalu:

Słodko-gorzki Twardoch recenzuje Polskę i Polaków. "Jak sobie przypomnę Wencla, (...) to nie umiem myśleć o polskości w kategoriach innych niż jednostka chorobowa"

Wydaje mi się, że Polski w Polsce wszyscy nienawidzą, i na dodatek mają rację

- recenzuje polskie społeczeństwo Szczepan Twardoch w rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym".

To słodko-gorzka rozmowa. Pisarz z jednej strony w wielu miejscach zaznacza swój sceptycyzm i krytycyzm do tego, co prezentują elity III RP, a z drugiej - ramię w ramię z nimi atakuje konserwatywny sposób patrzenia na Polskę. Autor "Morfiny" przekonuje, że nienawiść wylewa się z obu stron konfliktu, który dotyka nasz kraj:

Zobacz: Polski nienawidzi tzw. obóz patriotyczny, ponieważ żyją w czymś, co wydaje im się nie-Polską albo anty-Polską. Premierem jest Donald Tusk, którego mają za pachołka Niemców i Moskali, rządzą nami za pośrednictwem swoich wasali okupanci. Z kolei dla ludzi o opcji lewicowo-liberalnej prawdziwą Polską byłby kraj z tradycji Kołłątaja, Boya, Słonimskiego, Michnika, a tu mają Polskę, która słucha Rydzyka i chce głosować na PiS, Polskę, która tłumnie obchodzi rocznice smoleńskie i zapieprza do kościoła – zadupie Europy, gdzie przetrwały największe demony kontynentu. I też jej nienawidzą

- mówi Twardoch.

Pisarz tłumaczy też, jak - jego zdaniem - III Rzeczpospolita oblała swój egzamin. Twardoch mówi to w charakterystycznym dla siebie języku na pograniczu wulgarności:

Wydaje mi się, że III Rzeczpospolita zawiodła znakomitą większość swoich obywateli. Większość Polaków została przez Polskę wyruchana. I z jakimś wstydem to mówię, bo mnie to nie dotyczy, ja sobie daję radę, robię to, co lubię, i mnie akurat w Polsce dobrze, nikt mnie, żeby sprawę ująć po marksistowsku, nie alienuje od wyników mojej pracy. (…) Ci wkurwieni goście, co z Radomia jeżdżą do roboty w Warszawie starymi passatami, bo im kochana ojczyzna zwinęła przez minione ćwierć wieku transport publiczny, oszukują samych siebie? Upadek kolei nie jest faktem? Słynna mapka, pokazująca, jak w ciągu minionych 25 lat kurczyła się sieć linii kolejowych, została sfałszowana?

- pyta retorycznie.

I dodaje:

W Anglii czy Szwecji Polki jakoś chcą rodzić dzieci. A u nas wolnorynkowym debilom z prawicy wydaje się, że Polaków można zachęcić do posiadania dzieci za pomocą papieskiej encykliki i bredzenia o niedobrej antykoncepcji i dżenderze. Jakby to w ogóle nie było powiązane z warunkami materialnymi

- ocenia.

Twardoch nie chce odpowiadać na pytania dotyczące katastrofy smoleńskiej. Wspomina jednak spór o krzyż na Krakowskim Przedmieściu:

Tzw. obrońcy krzyża wzbudzali moją litość, natomiast motłoch, który ich atakował, wzbudzał moją nienawiść i odrazę. To było po prostu obrzydliwe na poziomie czysto ludzkim. I tutaj nie ma znaczenia sprawa, dla której stały tam te starsze panie i starsi panowie o drżących rękach, czy ci zahukani, prawicowi chłopcy z dobrych domów – bo przecież nie było tam byczków, które teraz rozrabiają na marszu niepodległości. To byli słabi, biedni ludzie, przeżywający swoją żałobę, a otaczała ich sfora podnieconych bydląt, rozkoszujących się znęcaniem nad słabszymi

- przekonuje pisarz, dodając jednak, że gdy patrzy na postawę Wojciecha Wencla z ostatniego czasu, to nie potrafi myśleć o polskości inaczej niż "w kategoriach jednostki chorobowej".

W rozmowie powraca również temat skandalicznego wpisu "Pier... się, Polsko", za który został pozwany:

Nie jest to, umówmy się, akt niezwykłej mądrości. Wkurwiłem się, napisałem to na prywatnym Facebooku, sprawa się rozniosła. Nie mam zamiaru się wycofywać ani nikogo przepraszać, oczywiście, ale jest to jakoś frustrujące, bardziej w kategoriach funkcjonowania mediów, no ale nie ma się co oburzać czy smucić, tak świat wygląda i inaczej nie zamierza

- ocenia Twardoch.

Przekonuje przy tym, że "Polska stara się przyduszać śląskość", a sam ma zobowiązania wobec Śląska i Polski. Na koniec dodaje jednak samokrytycznie:

Może moja troska tym Polskom już naprawdę nie jest potrzeba...

I niech to posłuży za puentę tej rozmowy.
źródło:

Ja rozumiem, że przeciętnie człowiek chce czytać w necie artykuł streszczający temat w max. 4 zdaniach, ale żeby tak :papież :p
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
Gromosław Czempiński: w moich kategoriach Kukliński to zdrajca

wp_czempinski600.jpeg


- W moich kategoriach Kukliński to jest zdrajca. Dla oficera wywiadu zdrada to jest zdrada – powiedział generał Gromosław Czempiński w Radiu ZET. – Rozumiem, że w filmie jest przedstawiony jako bohater, bo potrzebujemy bohaterów. Chcielibyśmy, żeby młodzież zapamiętała Kuklińskiego takim, jakim jest w filmie, ale wśród ludzi służb i wywiadu nigdy tak nie będzie – mówił były szef UOP w rozmowie z Moniką Olejnik.

Zdaniem Czempińskiego najciekawsze są motywacje wojskowych, którzy zdradzają swój kraj. - Ja też się zajmowałem tym, żeby przewerbowywać oficerów innych armii i służb, żeby zdradzili swój kraj i pracowali dla Polski. To nie było takie proste, wytłumaczyć im, że mają zdradzić swój kraj – mówił Czempiński. - W kategoriach wojskowych trudno powiedzieć o tym człowieku: bohater. Każdy z nas, ja przynajmniej dwukrotnie, miałem podobną sytuację. I co, stchórzyłem, nie zgadzając się na współpracę?

- No, może pan stchórzył... – powiedziała Monika Olejnik

- Nie! Dla mnie najważniejsza była Polska, obojętnie jaka ona jest, ale Polska – odpowiedział Czempiński.

"Nie wierzę, że nie brał pieniędzy"

Podkreślił, że największą tajemnicą jest, czy współpraca Kuklińskiego rozpoczęła się w czasie pobytu w Wietnamie, który Czempiński nazwał „kuźnią rekrutacyjną amerykańskiego wywiadu”, czy rzeczywiście – jak mówił Kukliński – na początku lat ’70. Wspomniał, że gdy był zastępcą szefa polskiego wywiadu, rozmawiał z Amerykanami i zadał im dwa pytania: czy Kukliński za pracę brał pieniądze oraz czy współpracę rozpoczął w Wietnamie, czy później. – Oni na to: Gromek, zadaliśmy ci pytanie, odpowiedz. Na moje nie odpowiedzieli – opowiadał generał w Radiu ZET.

- Nie wierzy pan, że mógł nie brać pieniędzy? – zapytała Monika Olejnik.

- Nie. To jest trudne do wyobrażenia – odpowiedział Czempiński.
źródło: wp.pl

Nie będę komentował :papież
 
A

Anonymous

fiodor99 napisał:
- W moich kategoriach Kukliński to jest zdrajca. Dla oficera wywiadu zdrada to jest zdrada

- No, może pan stchórzył... – powiedziała Monika Olejnik

- Nie! Dla mnie najważniejsza była Polska, obojętnie jaka ona jest, ale Polska – odpowiedział Czempiński.
Czempiński to były komunistyczny janczar i cyniczny gracz.Nie przez przypadek trafił tuż po studiach do I "elitarnego" departamentu MSW będącego częścią SB.
Za komuny nie było żadnej Polski...tylko sowiecka kolonia.A Pułkownik Kukliński to Człowiek Honoru i Bohater który działając według zasad Czystego Patriotyzmu przekazywał na zachód informację o Imperium Zła
A plany nasi Towarzysze mieli takie :

Według Kuklińskiego radziecka strategia zakładająca, że właśnie Polska będzie największą ofiarą starcia komunizmu z Zachodem skłoniła go w latach 70. do podjęcia współpracy z Amerykanami.

Ćwiczenia z 1979 r. zakładały, że Związek Radziecki dokona w odpowiedzi na atak NATO potężnego uderzenia nuklearnego na Niemcy zachodnie, Belgię i Holandię. Przez ten napromieniowany rejon miały atakować na Zachód pancerne dywizje Układu Warszawskiego. Sowieckie rakiety miały spaść na niemal wszystkie większe miasta Niemiec zachodnich - Hamburg, Bremę, Monachium. Właśnie ta część mapy przykuła uwagę licznie zgromadzonych w Urzędzie Rady Ministrów zachodnich dziennikarzy.
Polacy skoncentrowali swoją uwagę na naszym kraju. Generałowie radzieccy przewidywali, że to właśnie Polska stanie się głównym celem kontrataku jądrowego NATO. Nasz kraj miał zostać zniszczony po to, by żeby uniemożliwić przemieszczanie drugiego rzutu wojsk radzieckich atakujących na Zachód.

Sztabowcy Układu przewidywali, że w pierwszym etapie wojny rakiety z głowicami jądrowymi spadną na 43 polskie miasta. Z powierzchni ziemi miały zniknąć Warszawa, Poznań, Wrocław, Szczecin, a także miasta Górnego Śląska. Przewidywana liczba ofiar cywilnych to 2 mln zabitych i rannych. Duża część kraju miała pozostać napromieniowana i skażona chemicznie.

Według mapy Polska miałaby się stać zapleczem frontów północnego i północno-zachodniego. Pierwszą linię koncentracji jednostek wojskowych miała być Odra, okolice Wrocławia i Poznania. Przez Polskę miało przemaszerować około 2 mln żołnierzy radzieckich.
Czyli ruskie przeznaczyli nas na : przemiał.Została by po nas nuklearna pustynia :papież .
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
Artyści narzekają na zatęchłą atmosferę w Polsce i "schamiałe społeczeństwo". Na szczęście są tacy, którzy chętnie mówią o miłości do Ojczyzny

968281799a5458f95b00445c4730ea3b.jpg


W świecie "znanych i lubianych" zapanowała ostatnio moda na narzekanie na Polskę. Nie jest to może moda nowa, bo gdy rządziło Prawo i Sprawiedliwość, co drugi artysta dusił się w Polsce i chciał uciekać na mlekiem i miodem płynący Zachód. Jednak wszyscy liczyli, że gdy władzę przejmie uwielbiana na salonach PO otworzy okna i wpuści śwież powietrze. A tu klapa. Okazuje się, że i w tuskolandzie, czyli krainie cudów, zielonej wyspie i w ogóle raju na ziemi nie wszystkim jest dość wygodnie.

Do marzeń o emigracji przyznawał się ostatnio m.in. Jarosław Kuźniar:

Wydaje mi się, że to jest kraj nie do zmiany. Gdybym mógł to zrobić teraz, to bym wyemigrował. A przyjdzie mi na to poczekać. Aż się spełnię zawodowo, aż dziecko podrośnie. Tak myślę

- powiedział znany, nie przez wszystkich lubiany prezenter. Bez wątpienia za granicą można by na Polskę pluć bezkarnie i ogólnym poklasku. W kraju średnio się to spodobało.

Niedługo po Kuźniarze w wysokie tony obrzydzenia Ojczyzną uderzyła reżyser Agnieszka Holland. Przy czym jej język daleki był od wysokiego:

Mieszkam i pracuję poza Polską. Kiedy przyjeżdżam uderza mnie fala niedobrego powietrza, coś takiego jakby w zamkniętym pomieszczeniu ktoś bez przerwy puszczał bąki. Jest coś takiego, że jest duszno

- żaliła się artystka.

Może więc należałoby zmienić znajomych, skoro nie umieją zachować się w towarzystwie i robią takie rzeczy.

Wreszcie wyrolowani przez tuskoland poczuli się Natasza Urbańska (ta co tarza się po WC w teledysku "Rolowanie") i Janusz Józefowicz (ten co to wymyślił). Natasz przyznała ostatnio, że marzy o ucieczce z Polski.

Chciałam uciec z tego kraju. Zabrać Janusza, Kalinkę i się wyprowadzić.

W podobnym tony uderzył Janusz Józefowicz:

Trzeba wyjechać za granicę, żeby to, co człowiek robi było docenione. Taka jest specyfika naszego kraju. To nie jest pierwszy przypadek i nie ostatni, tak mi się zdaje. Polskie społeczeństwo jest schamiałe do reszty.

I właściwie można zapytać czemu, skoro sprawa wydaje się obgadana, tak się męczycie w tym strasznym kraju, skoro na Zachodzie świetlana przyszłość przed Wami?

I czasem wśród tego ogólnego utyskiwania nad Polską pojawia się głos piękny i mądry. Głos, który warto odnotować i przypominać. Okazuje się bowiem, że są w show-biznesie ludzie, którym w Polsce nie śmierdzi i którzy widzą tu swoją przyszłość, choć z powodu poglądów ich droga nie jest usłana różami. O kogo chodzi? Aktor Radosław Pazura nie wstydzi się mówić o miłości do kraju, w którym się urodził. W wywiadzie opublikowanym w tygodniku "wSieci" powiedział mi o artystach, którzy publicznie krytykują Polską:

Nie rozumiem takich stwierdzeń. Jestem Polakiem, urodziłem się w kraju, którego tożsamość opiera się na wartościach chrześcijańskich, więc w tym kraju muszę się odnaleźć. Mnie te wartości zaszczepiono w dzieciństwie. Wielu z nas ma je zaszczepione poprzez chrzest święty. One w nas są. Trzeba się tylko otworzyć na Boga, a wtedy wszystko będzie jaśniejsze, prostsze i bardziej oczywiste. I na pewno wtedy nikomu nie będzie duszno.

Prawda jaka prosta i piękna recepta?
źródło:

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
 
A

Anonymous

Płk Ryszard Kukliński - nasz bohater - ich zdrajca

Co do agentury warto przeczytać: aneks nr 24

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
W komentarzu:

Aleksander Ścios5 lutego 2014 19:52

Wprawdzie w SB niewielu było "orłów intelektu", ale nie sądzę, by gnębiły ich tak poważne braki kadrowe, by A.Makowskiego można było nazwać "głównym - obok Kiszczaka - architektem Okrągłego Stołu".
Wiedziony ciekawością i chęcią skonfrontowania prawdziwości słów: "był jednym ze zdolniejszych oficerów SB", odsłuchałem fragmenty medialnych wypowiedzi tego funkcjonariusza. Przyznaję, że to przykre doświadczenie w najmniejszym stopniu nie przybliżyło mnie do rozwikłania zagadki szczególnych predyspozycji Makowskiego. Sposób wypowiedzi i argumentacji oraz użyte przezeń słownictwo świadczą raczej, że opowieści o "zdolnościach" są - owszem, ale na miarę tych, którzy się owymi przymiotami zachwycali lub nadal zachwycają.
Kiedyś byli to przełożeni z SB. Dziś -zarządzający TVN-em oraz widownia tego szczególnego miejsca.
Nie mogą jednak ekscytować ludzi, którzy wyrośli z prawdziwej, czyli polskiej tradycji intelektualnej i kulturowej.

By rzecz objaśnić, sięgnę po cytat klasyczny, taki, który wiernie oddaje istotę sprawy.
Gdy w roku 2008 odbywała się sejmowa debata nad odwołaniem Bronisława Komorowskiego z urzędu Marszałka Sejmu, Jarosław Kaczyński w swoim wystąpieniu odniósł się m.in. do peanów, jakie na cześć Komorowskiego wznosił poseł SLD Martyniuk.
Prezes PiS powiedział wówczas:
"Pan wynosił pod niebiosa cechy towarzyskie pana marszałka. Można powiedzieć: de gustibus non disputandum. Otóż z punktu widzenia pewnej formacji kulturowej wyrosłej z PRL, która niestety nie doszła do tego momentu, w którym ludzie, którzy nie byli inteligentami, się nimi stają, być może rzeczywiście pan marszałek jest takim wzorem. Ale my tę barierę przebyliśmy już parę pokoleń przedtem i w związku z tym przykro mi bardzo, ale mamy zupełnie inne kryteria."

Jestem przekonany, że zgodzi się Pani, iż wielu z tych, którzy "są nam dani" jako autorytety, fachowcy, mężowie stanu i wybitni intelektualiści, tylko dlatego może zawłaszczać te cenne przymioty i mamić Polaków, że oceniani są "z punktu widzenia pewnej formacji kulturowej wyrosłej z PRL".
Gdyby Polacy zaczęli patrzeć własnymi oczami, o... byłby płacz i zgrzytanie zębów.

Na Pani pytanie: czy rzeczywiście sądzę, że D.Tuskowi spadnie za to choćby włos z głowy, odpowiadam: włos z głowy mu nie spadnie, ale wątpię, by doczekał końca kadencji na stanowisku premiera.
Układ belwederski nie zrezygnuje z planów pełnej reaktywacji WSI. Jeśli upadnie pomysł speckomisji, będą szukali innych sposobów na "rehabilitacje" tego środowiska. Tusk, który być może pojął, że "przyjazna dłoń" WSI zamienia się w kułak i zamierza zagarnąć wszystkie aktywa, może być przeszkodą w takich planach. Po pierwsze, jako polityk doszczętnie skompromitowany (a zatem nieprzydatny w nowym rozdaniu), po wtóre, jako potencjalna przeszkoda (środki na kampanię) w reelekcji Komorowskiego.
To dość, by poszukiwano dublera.

Macierewicz odpowiada Tuskowi: "Premier zorientował się w pułapce, która jest na niego zastawiana. Obrońcy WSI są liczni w naszym kraju"
Donald Tusk zorientował się w pułapce, która jest na niego zastawiana. To jest oczywiste, to było widać od dawna. Z punktu widzenia interesów premiera Tuska taka decyzja i rekomendacja wydaje się zupełnie naturalna. Powtarzam, że raport dot. WSI nie omawia wszystkich przestępstw i nieprawidłowości tych Służb i ich ludzi. Jest jeszcze aneks do tego raportu. Jeśli powstanie jakieś forum, jakaś instytucja czy instancja, przed którą będzie można omawiać, relacjonować i pokazywać całokształt przestępczych działań WSI i nieprawidłowości panujących w tej Służbie, to oczywiście zawsze stawię się, chętnie opowiem i przedstawię swoją wiedzę na ten temat.

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
 
A

Anonymous

PiS odjeżdża Platformie i powiększa przewagę do ośmiu punktów.
Palikot i Gowin na granicy progu wyborczego:


Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!

Ofe przy tej kwocie to pikuś..

4274110mm.PNG
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
Kanty Okrągłego Stołu

To jeden z niewielu mebli, który na trwałe wszedł do historii. Jednak kontrakt podpisany przy nim już 25 lat temu budził kontrowersje. Z biegiem lat są one niestety coraz bardziej widoczne.

0002SP82RLNIMK2K-C116-F4.jpg

Okrągły stół /Wojciech Laski /East News

Potężny, lakierowany, dębowy stół w kształcie okręgu, przy którym może usiąść razem 56 osób, stał się w Polsce symbolem pokojowej zamiany komunizmu na demokrację. Twórcy tego stołu, w dosłownym znaczeniu tego słowa, to stolarze z Zakładów Wytwórczych Mebli Artystycznych w Henrykowie. Przystąpili do budowania tego nietypowego mebla już jesienią 1988 r.

Zamówienie najwyższych władz partyjnych było konkretne: "jak najszybciej", dlatego musieli pracować w ekspresowym tempie. Stół był więc gotowy w dwadzieścia dni. Ale wtedy ówczesny premier Mieczysław Rakowski ogłosił znienacka decyzję o likwidacji Stoczni Gdańskiej, kolebki NSZZ "Solidarność", i do rozmów władzy z opozycją nie doszło, a gigantyczny mebel trafił na kilka tygodni do magazynu. Wyjęto go w lutym 1989 r.
Początek

Stolarze z Henrykowa dostali oczywiście jakąś premię, ale jak potem mówili w wywiadach prasowych, nie pieniądze były dla nich najważniejsze. "Wierzyliśmy, że dzięki naszej robocie coś się w Polsce zmieni, że władza dogada się z «Solidarnością»" - wyjaśniali. Śmiali się nawet, że ten stół jest taki wielki, by jedni nie pluli na drugich, gdy już razem siądą do rozmów.

Okazało się jednak, że nikt na nikogo nie zamierzał pluć, przeciwnie - władza komunistyczna i antykomunistyczna opozycja zbliżyły się do siebie w czasie tych negocjacji tak bardzo, że możliwe były i wspólne kolacje z alkoholem, i ustalenia, o których żadna ze stron nie chciała informować opinii publicznej.

Przy słynnym na cały kraj henrykowskim meblu debatowano więc tylko dwukrotnie: z okazji inauguracji i zakończenia rozmów. Właściwe obrady prowadzono w trzech głównych zespołach roboczych: gospodarki i polityki społecznej, reform politycznych oraz pluralizmu związkowego. Łącznie w obradach uczestniczyły aż 452 osoby.

W rzeczywistości jednak najistotniejsze kwestie sporne rozstrzygnięto poza oficjalnymi zespołami, w trakcie poufnych spotkań w ośrodku konferencyjnym MSW w podwarszawskiej miejscowości o wdzięcznej nazwie Magdalenka. W toczonych tam rozmowach istotną rolę odegrało zaledwie kilkanaście osób. Po stronie PZPR byli to: Stanisław Ciosek, Czesław Kiszczak, Aleksander Kwaśniewski i Janusz Reykowsk, natomiast w reprezentacji "Solidarności" kluczową rolę, poza Lechem Wałęsą, odgrywali: Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki, Lech Kaczyński i Adam Michnik.

Porozumienie czy zdrada?

Dzisiejsi zwolennicy podpisania porozumień Okrągłego Stołu wskazują, że umożliwiły one rozpoczęcie pokojowej transformacji ustrojowej, która po kilku miesiącach doprowadziła do załamania się w Polsce dyktatury komunistycznej. Dowodzą też, że porozumienie to stało się impulsem dla demokratyzacji w innych krajach bloku sowieckiego, zakończonych tzw. jesienią ludów 1989 r.

Nie da się jednak ukryć, że to właśnie ustalenia zawarte podczas obrad Okrągłego Stołu stały się także głównym źródłem późniejszego zaniechania rozliczeń ludzi aparatu władzy PRL, a przez to dla wielu są dziś dowodem zdrady narodu, jakiej mieli się dopuścić przywódcy "S".

Symbolem tej zdrady są ukrywane przed społeczeństwem rozmowy komunistów i "solidarnościowych" opozycjonistów prowadzone w tajemnicy nawet przed szeregowymi związkowcami już od 16 września 1988 r. właśnie w Magdalence. Tylko pozornie wielkim nieobecnym tych obrad był gen. Wojciech Jaruzelski. W rzeczywistości, choć nie pojawił się w Magdalence, osobiście cały czas, za pośrednictwem łącza telefonicznego, kierował swoją delegacją.

Najważniejsze wówczas były reformy polityczne, a wstępem do nich miały być wybory parlamentarne. Dyskusje o proporcjach reprezentacji władzy i opozycji w Sejmie zakończyły się przyznaniem 65 proc. mandatów partii komunistycznej PZPR i jej organizacjom sojuszniczym - Zjednoczonemu Stronnictwu Ludowemu i Stronnictwu Demokratycznemu. 35 proc. posłów miało być wybranych w wolnych wyborach. Spośród 299 miejsc w izbie poselskiej, jakie przypadły PZPR, 35 mandatów miało być obsadzonych z tzw. listy krajowej, na której znajdowali się najważniejsi członkowie partii.

Wybory do Senatu miały być całkowicie wolne, ale ta wyższa izba parlamentu nie miała żadnych realnych kompetencji, więc - jak mówili przeciwnicy Okrągłego Stołu - nie było o co się bić.
Zmiany bez zmian

Kolejną z dyskutowanych przy Okrągłym Stole spraw było ustanowienie urzędu prezydenta. Przedstawiciele PZPR chcieli, by prezydent miał bardzo szerokie kompetencje i służył jako gwarancja zachowania przez nich wpływów, dlatego nie mógł być wybierany w powszechnych wyborach. Zgodzono się więc na elekcję przez połączone izby parlamentu.

Opozycji udało się uzyskać zgodę na ponowną legalizację "Solidarności", co nastąpiło 17 kwietnia 1989 r., ale związek nie miał prawa do strajku. Ponadto władza uparcie broniła monopolu medialnego - opozycja wynegocjowała jedynie półgodzinną audycję w telewizji i godzinną w radiu w ciągu tygodnia. Władze zgodziły się też na wydawanie przez Komitet Obywatelski jednego ogólnokrajowego dziennika (tak właśnie powstała "Gazeta Wyborcza").

Ideologię Okrągłego Stołu jednoznacznie poparły cieszące się wówczas największą wiarygodnością wśród odbiorców media nadające do Polski spoza kraju, przede wszystkim bardzo popularna wówczas Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa.

Ani do RWE, ani do BBC czy Głosu Ameryki, nie mówiąc już o mediach krajowych, nie miały dostępu ugrupowania bojkotujące Okrągły Stół, takie jak "Solidarność Walcząca" czy Federacja Młodzieży Walczącej. Ich racje były pomijane, wszystkie media jednoznacznie traktowały ich jak "radykałów" i "oszołomów", co doprowadziło do ich marginalizacji i w rezultacie wyeliminowało z publicznego dyskursu głoszone przez nie poglądy.

Przez cały czas okrągłostołowych rozmów społeczeństwo zachowywało się biernie i wyczekująco. Według przeprowadzanych wówczas sondaży, zainteresowanie obradami deklarowała zaledwie jedna trzecia społeczeństwa.
Próba bilansu

Magdalenka, oprócz dwóch posiedzeń plenarnych Okrągłego Stołu, była jedynym miejscem, gdzie w negocjacjach brali udział przedstawiciele Kościoła: ks. Alojzy Orszulik, abp Bronisław Wacław Dąbrowski i bp Tadeusz Gocłowski. Dla strony "solidarnościowej" było bardzo ważne, by te rozmowy toczyły się w obecności świadków, ale gdy wiadomość o nich wyszła na jaw, społeczeństwo nie odebrało dobrze tego faktu.

Wiele wskazuje na to, że władza zgodziła się na obecność przedstawicieli Episkopatu, by po prostu zneutralizować Kościół. Bierność społeczeństwa wskazywała na to, że w wyborach będą liczyć się głosy niezdecydowanych, a na nie ogromny wpływ mogli mieć księża. Chcąc ich "obłaskawić", w maju 1989 r. uchwalono więc pospiesznie ustawę o stosunku państwa do Kościoła rzymskokatolickiego.

Kościół otrzymał osobowość prawną, której nie miał przez 40 lat, otrzymał pozwolenie na zakładanie własnych stacji radiowych i zapowiedź podpisania konkordatu. Władza zrobiła to po to, by niejako "przeciągnąć" na swoją stronę duchownych. Ale się nie udało. W tym czasie przecież, w stylu tak charakterystycznym dla Służby Bezpieczeństwa, zostali zamordowani księża: Niedzielak, Suchowolec i Zych. Do dziś morderstwa te nie zostały wyjaśnione i nadal nie wiemy, kto i dlaczego ich zamordował.

Obrady Okrągłego Stołu rozpoczęły się minutą ciszy dla uczczenia pamięć ks. Suchowolca, ale na gestach się skończyło. Ani opozycja, ani władza nie chciały nagłaśniać tego tematu.

Dokonując bilansu Okrągłego Stołu warto przytoczyć opinię prof. Antoniego Dudka, autora książki "Reglamentowana rewolucja", opisującej rozkład państwa komunistycznego w Polsce w latach 1988-1990. Wg prof. Dudka, ekipa gen. Jaruzelskiego, nie rezygnując z kontroli nad najistotniejszymi narzędziami sprawowania władzy, postanowiła zbudować dla części opozycji wydzielone im miejsce w systemie politycznym, a równocześnie przesunąć rzeczywiste centrum dyspozycji politycznej z Komitetu Centralnego PZPR do urzędu prezydenta, którym miał zostać właśnie gen. Jaruzelski. Jednak to, że tak się nie stało, jest zasługą burzliwych wydarzeń kolejnych miesięcy, a nie Okrągłego Stołu.

Dziś, 25 lat po rozpoczęciu tych rozmów, nadal nie wiemy, jakie gry operacyjne prowadziła SB w 1989 r., jakie były kryteria tworzenia tzw. drużyny Lecha Wałęsy i dlaczego tak mało było w tym mechanizmie demokracji. Wciąż nie wiemy, skąd wziął się przy Okrągłym Stole zabójczy dla gospodarki pomysł indeksacji płac, który w połączeniu z urynkowieniem cen żywności już rok później skutkował hiperinflacją i totalnym chaosem naszej i tak zrujnowanej socjalizmem gospodarki. Nie wiemy nadal - i to jest bardzo symboliczne - kto i dlaczego zabił ks. Suchowolca, ks. Niedzielaka i ks. Zycha.

Bez odpowiedzi na te pytania trudno świętować nawet najbardziej okrągłą rocznicę porozumień Okrągłego Stołu.

Jolanta Hajdasz
źródło:

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!

kilka szczegółów:

W poniedziałek, w Warszawie, w Sali Kolumnowej Pałacu Namiestnikowskiego na Krakowskim Przedmieściu, wokół ogromnego okrągłego stołu zasiedli przedstawiciele władz PRL i opozycji solidarnościowej. Posiedzenie plenarne rozpoczęło się o godz. 14.23 i było transmitowane przez telewizję.

Obrady otworzył gen. Czesław Kiszczak, który za najważniejszą kwestię uznał przeprowadzenie niekonfrontacyjnych (?) wyborów do sejmu. Po przemówieniu przekazał prowadzenie obrad prof. Władysławowi Findeisenowi, który poprosił o wystąpienie Lecha Wałęsę.

Zanim zabrał głos przewodniczący "S", mec. Władysław Siła-Nowicki wezwał do uczczenia pamięci dwóch zamordowanych w niewyjaśnionych okolicznościach kapłanów "S": ks. Stefana Niedzielaka i ks. Stanisława Suchowolca. Wszyscy zebrani wstali.

"Na naszych oczach Europa i świat rozwijają się w szybkim tempie. A my stoimy w miejscu. Nowoczesność oglądamy na obcych filmach i w witrynach dewizowych sklepów" - mówił Lech Wałęsa.

Warunkiem włączenia się w proces reform był powrót "Solidarności" i dogłębne zmiany w trzech obszarach: "w prawie i sądownictwie, aby sądy stały się naprawdę niezawisłe i sprawiedliwe, po drugie - w środkach masowego przekazu, które teraz są niemal w całości we władaniu jednej partii, po trzecie, na szczeblu lokalnym, rozpoczynając od dołu, trzeba przywrócić rzeczywisty samorząd terytorialny".

Wałęsa nie wahał się wskazać odpowiedzialnych za taki stan państwa: "Czy mówiąc to wszystko, wymagamy za wiele? Wiemy - kraj jest zrujnowany. Ale to nie krasnoludki go zrujnowały, lecz system sprawowania władzy, który wywłaszczył obywateli z praw i marnuje owoce ich pracy".

Podczas inauguracyjnego posiedzenia Okrągłego Stołu głos zabierali również Alfred Miodowicz, Jerzy Turowicz, Mikołaj Kozakiewicz, Józef Ślisz, Jan Janowski, Alojzy Pietrzyk, Jerzy Ozdowski.

Do negocjacji rozwiązań powołano trzy zespoły: do spraw pluralizmu związkowego (przewodniczyli mu Tadeusz Mazowiecki, Aleksander Kwaśniewski i Romuald Sosnowski); do spraw gospodarki i polityki społecznej (prof. Władysław Baka i prof. Witold Trzeciakowski) oraz do spraw reform politycznych (prof. Bronisław Geremek i prof. Janusz Reykowski).
źródło:

Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
 
Status
Zamknięty.
Do góry