Zdjęcia i wiadomości mniej śmieszne...

Status
Zamknięty.

Areopagita

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
18 Sierpień 2010
Posty
1046
Reakcje/Polubienia
15
Miasto
różne
Securitas napisał:
W rosji jak pracowalem nadzorowalem grupke Kirgizow, ktorzy sa muzulmanami.Lepszych ludzi ze swieca szukac.Wydaje mi sie ze mozna by ich porownac do naszych tatarow ktorzy sa tez muzulmanami ale w ich wydaniu jest to religia pelna szcunku dla innych oraz bardzo tolerancyjna.Jesli porownac ich z Tadzykami , Uzbekami czy muzulmanami z bliskego wschodu czy tez z afryki nie moge uwiezyc ze to sa tez muzulmanie.Znam kilku arabow ktorzy sa tez ok. ale znam rowniez pare rodzin gdzie wyznanie islamu skrajnie sie rozni.Ojciec z corka sa bardzo mili,tolerancyjni normalni ludzi ale juz syn ma nasrane we lbie i chce aby islam rzadzil swiatem.Sa ludzie i ludziska...oraz kapczone swiry.

Bo są Muzułmanie i są fundamentalistyczni islamiści, którzy dżihad pojmują jako walkę z niewiernymi oraz jako polegający na ustanowieniu nowoczesnego państwa islamskiego, z obowiązującym prawem szariatu. I Ci ostatni prześladują i mordują innowierców, a jeżeli uda się im ustanowić Kalifat, to resztę Muzułmanów wezmą za mordę poprzez prawo a następnie zaczną się przygotowywać do "nawrócenia" Europy. Przy czym opcje są: nawracasz się albo giniesz.

Wobec tych ludzi nie będzie skuteczny inny argument jak przemoc. Po prostu w razie konfliktu trzeba ich przemóc. A aktualnie nie wolno im pomagać, zaś ich knowaniom w Europie - przeszkadzać. Bo to nasi wrogowie, którzy sami sobie taką relację do nas wybrali.

:pala :england :pala
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
en_magdalenka_walesa_michnik_970.jpeg

:szydera Dzisiaj Polska, jutro świat :piwko

Jedno ze zdjęć z rozmów przedstawicieli "Solidarności" i PZPR, wokół których powstało wiele mitów. Na fotografii: Lech Wałęsa i Adam Michnik (fot. Eastnews)
Ustalenia zawarte przez przedstawicieli PZPR i "Solidarność" przy Okrągłym Stole to efekt długich negocjacji toczonych w podwarszawskiej Magdalence. Wokół rozmów powstało wiele mitów mówiących o m.in. o zmowie elit i zdradzie przywódców "Solidarności". Ich powstawaniu sprzyjały zdjęcia z alkoholowej biesiady, opublikowane w 1991 r. przez gen. Czesława Kiszczaka. Bez rzetelnej wiedzy o tym, co naprawdę stało się w Magdalence, trudno zrozumieć istotę polskiej transformacji ustrojowej.

Niewiele jest w Polsce miejsc budzących tak wielkie emocje jak dawny ośrodek Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w podwarszawskiej Magdalence, gdzie na przełomie 1988 i 1989 r. toczono poufne negocjacje na temat przemian ustrojowych w Polsce i gdzie zapadały najważniejsze decyzje zatwierdzone następnie przy Okrągłym Stole. Dla jednych to, co się tam wydarzyło pozostaje wzorowym sposobem na pokojowe rozwiązywanie sporów politycznych, a były prezydent Aleksander Kwaśniewski napisał nawet, że "wyrosło tam porozumienie, dzięki któremu Rzeczpospolita ma dzisiaj wszelkie szanse by się rozwijać, by zapewniać swoim obywatelom podstawowe wolności i coraz lepsze warunki życia". Dla innych negocjacje w Magdalence pozostają symbolem zmowy elity komunistycznej z solidarnościową lewicą o korzeniach sięgających PZPR-owskiego rewizjonizmu. Celem układu miało być oddanie umiarkowanej opozycji części władzy, w zamian za zagwarantowanie ludziom należącym do komunistycznej nomenklatury osobistego bezpieczeństwa i ekonomicznych przywilejów.

Plan Jaruzelskiego

Kamieniem węgielnym białej legendy Okrągłego Stołu, jest twierdzenie, że stanowił on najistotniejszy moment w procesie demontażu systemu komunistycznego w Polsce. Zdaniem Bronisława Geremka, głównego negocjatora ze strony solidarnościowej, "nie podpisaliśmy porozumienia o zmianie ustroju, ale jednak były w naszym porozumieniu elementy, które musiały ten ustrój zmienić. Wyrok zapadł więc przy Okrągłym Stole". Czy jednak rzeczywiście właśnie tam? Najważniejsze ustalenia przyjęte w Magdalence dotyczyły powołania urzędu prezydenta oraz wyłanianego w wolnych wyborach Senatu, a także oddania 35 proc. mandatów poselskich kandydatom bezpartyjnym. Problem jednak w tym, że w świetle tego co wiemy na temat genezy okrągłego stołu, o konieczności powyższych zmian mówiono w kierownictwie PZPR na wiele miesięcy przed rozpoczęciem obrad. Jeszcze 3 czerwca 1988 r. sekretarz KC PZPR Stanisław Ciosek, w rozmowie z dyrektorem Biura Prasowego Episkopatu ks. Alojzym Orszulikiem, w następujący sposób charakteryzował zamierzenia władz: "...jest rozważana idea powołania Senatu lub izby wyższej parlamentu. W Sejmie koalicja rządząca zachowałaby 60-65 proc. miejsc. Natomiast w Senacie byłoby odwrotnie. (...) Ciosek powiedział, że sytuacja wymaga rozważenia możliwości powołania rządu koalicyjnego z udziałem opozycji. Obecny skład rządu nie rokuje wyprowadzenia kraju z kryzysu".

W świetle tej wypowiedzi, a także innych przekazów z 1988 r. okazuje się, że mozolne negocjacje toczone w ośrodku MSW w podwarszawskiej Magdalence służyły jedynie doprecyzowaniu szczegółów zmian, których podstawowe założenia zostały ustalone przez kierownictwo PZPR znacznie wcześniej. W lutym 1989 r., a zatem w chwili gdy obrady okrągłego stołu dopiero się rozpoczynały, Wojciech Jaruzelski tłumaczył swojemu czechosłowackiemu odpowiednikowi Miloszowi Jakeszowi, że celem tego "wielkiego historycznego eksperymentu, który - jeśli się powiedzie - może mieć znaczenie wykraczające poza granice Polski" jest próba wykorzystania opozycji dla modernizacji systemu rządów, bez zmiany jego głównego beneficjenta czyli komunistycznego establishmentu. "Gra toczy się o wchłonięcie jej [opozycji] przez nasz system, o jej uczestnictwo w jego kształtowaniu", czyli mówiąc inaczej o obciążenie "Solidarności" współodpowiedzialnością za nieuchronną, bolesną kurację ekonomiczną, przy zachowaniu kontroli nad państwem przez komunistów.

Ponieważ otoczenie Jaruzelskiego zdawało sobie sprawę, że PZPR jest siłą całkowicie skompromitowaną, zrezygnowano z żądania od opozycji deklaracji o uznaniu "przewodniej roli" partii, co jeszcze w 1980 r. było przedmiotem ostrego konfliktu między władzami, a rodzącą się "Solidarnością". Gwarancje bezpieczeństwa dla ludzi PZPR stanowić miał urząd prezydenta, wyposażonego w bardzo szerokie uprawnienia. To w Magdalence zatwierdzono przepis, wprowadzony następnie do konstytucji, a stwierdzający, iż prezydent może rozwiązać parlament, jeżeli uzna, że zagraża on prerogatywom głowy państwa. W praktyce oznaczało to zgodę strony solidarnościowej na oddanie na kolejne sześć lat (tyle wynosić miała kadencja prezydenta) najwyższej władzy w ręce gen. Jaruzelskiego, którego wybór na ten urząd strona opozycyjna traktowała jako oczywistą konsekwencję zachowania przez jego ludzi większości w przyszłym Zgromadzeniu Narodowym.

Duch Okrągłego Stołu

"Wielki historyczny eksperyment" gen. Jaruzelskiego zakończył się inaczej niż przewidywał jego autor. Próba wmontowania opozycji w spróchniały szkielet peerelowskiego systemu doprowadziła do jego błyskawicznego rozpadu, którego tempo zaskoczyło na równi obie strony magdalenkowego kontraktu. Stało się tak jednak nie wskutek jego zawarcia, ale w konsekwencji społecznej dezaprobaty dla realnego socjalizmu, wyrażonej podczas czerwcowych wyborów. To właśnie druzgocące zwycięstwo "Solidarności", a następnie bunt w szeregach satelitów PZPR i utworzenie rządu Tadeusza Mazowieckiego, stały się przełomowymi wydarzeniami w procesie destrukcji PRL. Same wybory były wprawdzie konsekwencją Okrągłego Stołu, ale nie dotyczy to już ich wyniku, będącego rezultatem obiektywnych nastrojów społecznych. Ich systematyczne pogarszanie się od połowy lat 80., na co wskazywały kolejne badania socjologiczne, zwiastowało kolejny wybuch niezadowolenia, który w ten czy inny sposób rozbiłby mocno już osłabiony monopol rządów PZPR. Zwolennicy Okrągłego Stołu przekonują, że zapobiegł on zmianie władzy na drodze użycia siły i związanego z tym nieuchronnego przelewu krwi. Jednak poza Rumunią, we wszystkich pozostałych krajach bloku radzieckiego, upadek reżimów komunistycznych miał bezkrwawy przebieg, co znacząco osłabia siłę tego argumentu. Dlatego wbrew białej legendzie Okrągłego Stołu wydaje się wielce prawdopodobne, że jego alternatywą nie była krwawa łaźnia, ale kilkunastomiesięczny proces ostatecznego rozkładu PRL, zakończony wydarzeniami w rodzaju czechosłowackiej aksamitnej rewolucji.

Równie wielu zwolenników ma czarna legenda Okrągłego Stołu postrzeganego jako zmowa "czerwonych" z "różowymi". Potwierdzeniem koncepcji zmowy miała być późniejsza polityka rządu Mazowieckiego, tolerującego istnienie spółek nomeklaturowych oraz zdecydowanie odrzucającego zgłaszane już wówczas postulaty lustracji i dekomunizacji struktur państwa. Na dowód przytaczane są wypowiedzi przywódców obozu solidarnościowego, uzasadniających konieczność zapewnienia "łagodnego lądowania" ludziom z komunistycznego establishmentu. "Jeśli ludzie z nomenklatury wejdą do spółek akcyjnych, jeśli staną się jednymi z właścicieli, wówczas będą zainteresowani, by tych akcyjnych stowarzyszeń bronić, a system akcyjny niszczy porządek stalinowski" - przekonywał w wywiadzie z czerwca 1989 r. Adam Michnik. Nieco później inny publicysta deklarował na łamach "Gazety Wyborczej": "Nie rozpaczam z powodu zaniżonych wycen majątku przechodzącego w ręce spółek nomenklaturowych (...). Potraktujmy to jako odprawę dla nomenklatury, która (...) tracąc przywileje, zaszczyty, dochody czuje się wywłaszczana z dorobku dwóch pokoleń".

Atrakcyjnej tezie o zmowie elit, przeczą jednak wewnętrzne dokumenty kierownictwa PZPR. Dowodzą one, że większość najwyższych władz partyjnych z pesymizmem patrzyła w przyszłość, a byli wśród nich także najważniejsi uczestnicy rozmów w Magdalence. "Sami sobie zakładamy pętlę, idziemy na rzeź jak barany" - mówił 16 lutego 1989 r. na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR gen. Czesław Kiszczak. Wtórował mu inny PZPR-owski negocjator Kazimierz Cypryniak, trafnie przewidując, iż rozpoczęte obrady "dały początek procesom, których już nie zahamujemy". Czy są to słowa pasujące do ludzi finalizujących kontrakt gwarantujący utrzymanie władzy i świetlaną przyszłość? Raczej nie. Późniejsza kunktatorska polityka rządu Mazowieckiego wynikała nie tyle ze zobowiązań wobec magdalenkowych partnerów, co ze strachu przed spodziewanym buntem funkcjonariuszy bezpieki oraz generalicji WP. Wynikała też z obaw przed reakcją ZSRR, którego wojska wciąż jeszcze w Polsce stacjonowały. Z drugiej strony trudno zaprzeczyć, że w trakcie negocjacji w Magdalence doszło do daleko posuniętej fraternizacji przedstawicieli obu stron. Proces ten doskonale ilustrują zdjęcia z alkoholowej biesiady w Magdalence, opublikowane w 1991 r. przez generała Kiszczaka. Tam właśnie narodził się duch Okrągłego Stołu, który okazał się znacznie bardziej trwały aniżeli zawarte wówczas umowy.
prof. Antoni Dudek dla Wirtualnej Polski
 
A

Anonymous

Chociaż bardzo szanuję prof.Dudka to absolutnie nie mogę się z nim zgodzić w kilku kwestiach :

Wokół rozmów powstało wiele mitów mówiących o m.in. o zmowie elit i zdradzie przywódców "Solidarności".
Już sama teza jest błędna...bo w Magdalence dogadała się tylko część elit i niektórzy przywódcy "Solidarności".
Wałęsa od czasów I Zjazdu w 1981 umiejętnie eliminował wszystkich swoich przeciwników wewnątrz związku i inaczej myślących.Wpływ na to miało wiele czynników : wybujałe ego,strach przed ujawnieniem przeszłości (TW "Bolek") czy "słynne" grono doradców( Kuroń,Michnik,Geremek,Mazowiecki) które zamiast go prostować,wyprowadzało go na manowce.W 1988r.wokół Wałęsy było już dużo mniej wartościowych osób niż za czasów "Karnawału Solidarności".
"Wielki historyczny eksperyment" gen. Jaruzelskiego zakończył się inaczej niż przewidywał jego autor.
Zakończył się dokładnie tak jak zakładał Jaruzelski : my wam oddajemy władzę a wy pozwalacie się nam uwłaszczyć.Dokumenty,oficjalne czy półoficjalne opinie na ten temat to zwykła przykrywka.Takie deale stulecia zawsze załatwia się pod stołem a wszystkie papiery i inne dowody idą od razu na przemiał,tak to funkcjonuje w każdym systemie i pod każdym stopniem geograficznym.
Wszystkie kompromitujące kwity których nie zdążyli zniszczyć albo ukryć komuniści,dokończyła tzw.Komisja Michnika która buszowała w aktach MSW w 1990r przez prawie 3 miesiące.Swego czasu słynną była sprawa teczki Lecha Wałęsy którą udostępnił do wglądu Prezydentowi ówczesny minister spraw wewnętrznych A.Milczanowski...teczka po pewnym czasie wróciła do sejfu MSW...ale bez 56 stron...co na nich było wie tylko Wałęsa i jego mocodawcy.

A przemowy w stylu : "Sami sobie zakładamy pętlę, idziemy na rzeź jak barany"-to zwykła zasłona dymna.
Komunizm-to była najlepiej zorganizowana mafia w historii,świata i tak naprawdę niewiele rzeczy związanych z nią było dziełem przypadku czy niewiedzy.
A wszystkim tym którzy z pozoru niewiarygodne czy niewygodne fakty zrzucają na karb tzw.Teorii spiskowych,dedykuję tę fotę :

p8FKQtL.jpg
 

fiodor99

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
24 Listopad 2011
Posty
870
Reakcje/Polubienia
86
Miasto
25° 47' N 80° 13' W
Łukasz Warzecha: okradną was i kopną w tyłek; zasługujecie

Polacy najwyraźniej lubią, kiedy odbiera im się ich ciężko zarobione pieniądze. Lubią być oszukiwani i chętnie dadzą się złupić, jeśli tylko w zamian obieca im się gruszki na wierzbie. Takie wnioski płyną z niedawnego sondażu "Rzeczpospolitej", z którego wynika, że 61 proc. badanych chce, aby umowy cywilnoprawne zostały obłożone nowym haraczem, dla niepoznaki zwanym "składką na ZUS" - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Łukasz Warzecha.

Tu kilka słów wyjaśnienia. Umowy cywilnoprawne to właściwa nazwa tego, co związkowi i polityczni demagodzy nazywają arogancko "umowami śmieciowymi". Zadziwiające, że to pogardliwe określenie tak doskonale się przyjęło i że przeciwko jego stosowaniu nie protestują ci, którzy na takich właśnie umowach są zatrudnieni i dzięki ich istnieniu mają pracę. Warto może przypomnieć przewodniczącemu Piotrowi Dudzie, premierowi Tuskowi i prezesowi Kaczyńskiemu, że umowy zlecenia i o dzieło są w pełni legalnym sposobem zatrudniania ludzi, a ci, którzy z nich korzystają, nie wykonują śmieciowej pracy.

Jest też spora grupa osób – w tym przede wszystkim przedstawiciele wolnych zawodów – dla których umowy o dzieło są jedyną możliwą, a dla wielu pożądaną i całkowicie akceptowaną formą zarabiania pieniędzy. Zapewniam, że żadna z takich osób, które znam, nie życzy sobie, aby formę jej zatrudnienia nazywać „śmieciową”.

Fakt, że Tusk ze swoją ponurą bandą chce ukraść Polakom kolejne pieniądze, nie jest zaskakujący. Ten rząd w ciągu ponad półtorej kadencji zdążył już potężnie nas złupić. Żaden inny polityk w historii III RP nie zafundował Polakom tak niebotycznego wzrostu obciążeń fiskalnych co Tusk. Niektórzy, po których trudno byłoby się tego spodziewać – rząd Leszka Millera i rząd Jarosława Kaczyńskiego – obciążenia wręcz zmniejszali.

Tusk, który na początku pierwszej kadencji zapowiadał, że wywali z rządu każdego, kto będzie wspominał o podwyższaniu podatków, powinien wywalić się sam, i to z hukiem, najlepiej z wysoka. Podsumujmy: likwidacja rozlicznych ulg (internetowa, na dzieci), likwidacja 50 procent kosztów uzyskania przychodów dla twórców, zamrożenie progów podatkowych, podwyżka VAT (i rozciągnięcie normalnej stawki na wiele kategorii towarów) oraz jej utrzymanie, oczywiście wbrew obietnicom, podwyżki akcyzy na alkohol czy wyroby tytoniowe, w wielu miejscach wyższe stawki za wywóz śmieci. To są setki albo i tysiące złotych więcej, które rocznie musimy oddawać nienażartemu Tuskowemu państwu, po to, żeby pasły się za nie potem hordy nowych urzędasów, pozatrudnianych przez administrację zwolennika „taniego państwa”. Ale ten nienasycony fiskalny potwór, przypominający pana Jabbę z „Gwiezdnych wojen”, potrzebuje wciąż więcej, bo przecież polski dług publiczny ma kosmiczne rozmiary.

W ZUS-ie zieje gigantyczna dziura o rozmiarach ponad 50 mld złotych rocznie. Trzeba ją jakoś wypełnić. Co prawda kradzież pieniędzy od pracujących na umowach cywilnoprawnych to zaledwie jakieś głupie dwa miliardy, ale zawsze coś. Tusk nie pogardziłby nawet wdowim groszem.

Skutki tej kradzieży – jeżeli do niej dojdzie – są łatwe do przewidzenia. Business Center Club przeprowadził w tej sprawie sondaż wśród przedsiębiorców. Jego wyniki prawdopodobnie trafnie przedstawiają konsekwencje rządowego manewru. 75 proc. uznało, że zwiększy się szara strefa. Inaczej mówiąc, ludzie, zamiast pracować na umowę cywilnoprawną, będą dostawać kasę do ręki, na boku. W ogóle poza kontrolą państwa. Alternatywą będzie dla nich całkowity brak pracy. 61 proc. stwierdziło rzecz całkiem oczywistą: że wynagrodzenia brutto zostaną zmniejszone o kwotę składki, czyli dodatkowo o prawie 20 proc. Inaczej mówiąc, jeżeli ktoś na umowie cywilnoprawnej zarabia dziś 2500 brutto, to netto dostaje do ręki (przy 20-procentowym koszcie uzyskania przychodu) niecałe 2200 zł. Gdyby dodatkowo musiał zapłacić ZUS-owi haracz, otrzyma już tylko 1700 zł. I nie ma sobie co robić nadziei – pracodawcy nie rzucą się ochoczo, aby wynagrodzić tę stratę tym spośród pracowników, których zdecydują się w następstwie ozusowania umów nie zwalniać. Namacalny skutek będzie jeden i tylko jeden: mniej kasy w kieszeni.

Co w zamian? Tusk nawet się nie zająknął o jakimkolwiek kompleksowym planie, który miałby doprowadzić do nienadużywania umów cywilnoprawnych. Może poza skrytykowaną przez wszystkich ekspertów zapowiedzią, że w publicznych przetargach preferowane będą firmy z umowami o pracę. Co otwiera drogę do gigantycznych przetargowych przekrętów. Poza tym jest tylko obietnica, że za zrabowaną kasę pracownicy kiedyś dostaną jakąś emeryturę. Może. A może i to nie. A nawet jeśli, to będą sobie za nią mogli kupić suchych bułek na cały tydzień. Bo na dłużej już nie starczy.

Co bardziej zagorzali demagodzy neosocjalizmu bulgoczą z zachwytem, że to krok w dobrą stronę i że pracownikom będzie od tego lepiej. To już marksistowska dialektyka w czystej postaci: ludziom ma być lepiej od tego, że będą mieli mniej pieniędzy?! Bo przecież nie ma mowy o tym, żeby miały ich objąć jakiekolwiek przywileje, wynikające z kodeksu pracy. Nie – chodzi tylko i wyłącznie o zrabowanie kasy.

Nie ma też żadnych miarodajnych ani nawet niemiarodajnych rządowych szacunków, które prognozowałyby, ile miejsc pracy zniknie w wyniku tej operacji i ile osób wyląduje na bezrobociu – w części fikcyjnym – więc zacznie pobierać zasiłki. Nie wiadomo, ilu pokaże polskiemu państwu takiego wała i zarejestruje sobie jednoosobową działalność w Wielkiej Brytanii, gdzie ichniejszy ZUS – płacony raz do roku, a nie co miesiąc – to nie 20, ale 8 proc. W każdym razie firmy, oferujące rejestrację działalności na Wyspach, będą przeżywać złoty okres.

Nie ma takich szacunków nawet nie dlatego, że pokazałyby niechybnie całkowitą nieopłacalność oskładkowania umów cywilnoprawnych, ale po prostu dlatego, że państwo Tuska nie stara się już nawet zachować pozorów. Jest jak alkoholik, który nie myśli o skutkach swojego pijaństwa, ale żeby kupić sobie kolejną alpagę, drżącymi łapskami wyniesie z domu i sprzeda nawet podręczniki szkolne własnego dziecka.

Dla każdego rozsądnego człowieka powinno być jasne, że lepiej dostać do ręki więcej pieniędzy niż wpuścić je w aparat przeżartego korupcją i niemocą państwa, które je przepuści na realizację doraźnych wyborczych obietnic tego czy innego polityka, szafującego hojnie nieswoimi złotówkami. Niemal zawsze obywatel lepiej wyda własne pieniądze niż oddalony od niego urzędas, a jeśli nawet nie – to wyłącznie jego sprawa i jego odpowiedzialność. Dlatego każdy człowiek, który szanuje swoją pracę, swój wysiłek i siebie samego, chce płacić państwu tylko za to, co niezbędne i co robi ono w jego ocenie dobrze. Opieka społeczna i emerytalna na pewno dobrze w Polsce nie wyglądają i trzeba mieć mocno nie po kolei, żeby łatwo godzić się na wspieranie tych dziedzin własną krwawicą.

Tymczasem sondaż „Rzeczpospolitej” pokazuje coś przerażającego: mimo że pytani muszą przecież przynajmniej przeczuwać – o ile nie rozumieć – iż obietnice dotyczące emerytur, które mają być wypłacane za 20 czy 40 lat, są bajkami z tysiąca i jednej nocy, godzą się, aby ukraść im całkiem spore pieniądze. Dwie trzecie respondentów mówi: „Ależ proszę, panie Tusk, niech pan bierze, byle bym usłyszał od pana jakąś zdawkową obietnicę. Potem może mnie pan kopnąć w tyłek”. I Tusk kopnie, spokojna wasza rozczochrana. Zasługujecie na to.

Specjalnie dla Wirtualnej Polski Łukasz Warzecha
:ok
Ciekawe ile jeszcze można odebrać aby sondaże popikowały poniżej 20% :co jest? :piwko
 
A

Anonymous

Warzecha zmyśla. Przecież Donald Tusk mówił: będę bronił kieszeni Polaków. Jak mógłby kłamać?
Donald Tusk zapowiedział, że rząd będzie szukał oszczędności głównie w wydatkach administracyjnych.

 
A

Anonymous

Warzecha taki bystry Chłopak...ale dlaczego pisze o skutkach a nie o przyczynach ??
Już pierwsze zdanie jego wypowiedzi ciśnie na usta pytanie : why ?? :

Polacy najwyraźniej lubią, kiedy odbiera im się ich ciężko zarobione pieniądze. Lubią być oszukiwani i chętnie dadzą się złupić, jeśli tylko w zamian obieca im się gruszki na wierzbie.

Przeczytałem artykuł do końca i się nie dowiedziałem .
Tezy zawarte w artykule są oczywistą oczywistością,Tusk jest cynicznym graczem,pozbawionym empatii i dlatego do końca (jego albo naszego) z armią swoich pretorian,będzie szedł na całość.Na dzień dzisiejszy nic mu nie grozi a nic tak nie demoralizuje człowieka jak władza absolutna.
Na żadne rozliczenia : prawne ani pozaprawne nie ma co liczyć.
Prawne bo PiS raczej nie zdobędzie 276 mandatów.A pozaprawne bo naród jest ogłupiały i skuty marazmem,więc masowych wystąpień nie będzie.
Nie jestem socjologiem i nie przeprowadzałem badań z zakresu obszarów biedy i bogactwa w Polsce.
Ale łatwo można wytłumaczyć przyczynę postaw i zachowań obu grup.Wbrew pozorom i jedni drudzy myślą tak samo.
Bogaci nie ruszą (w imię ogólnego dobra) bo żal im tych 10 000 netto i cichobieżnych wind w niskiej zabudowie.
Biedni-analogicznie-bo żal im tych 2200 brutto :szydera i wieczorów przed telewizorem.
Trochę to (delikatnie mówiąc) desperackie...bo ci pierwsi (ot chociażby przy zmianie zarządu czy prezesa) mogą stracić eleganckie fuszki a ci drudzy tracą z każdym dniem żyjąc za dziadowskie pensje.
Ale cóż...jak się komuś przetrąciło kręgosłup to trudno wymagać,żeby biegał.
Widziałem ostatnio na WSI24 reportaż z Kijowa w którym pokazywali bogatych ludzi przywożących na Majdan 3 razy dziennie : opał,żywność i protestujących po 16 godzin na dobę.
A skąd wiem,że bogaci ? Jak ktoś wozi węgiel w bagażniku nową "E" klasą albo Lexusem 300 GSh. to do biednych chyba nie należy.
Już to widzę jak u nas pracownicy korporacji budują barykady przed URM-em :szydera .
A to my setki lat temu cywilizowaliśmy Ukraińców...
 
A

Anonymous

Sąd: Kibice Legii będą finansować Gminy Żydowskie

Jak donosi "Gazeta Wybiórcza" :
Za okrzyki w stronę kibiców Widzewa (przyp. „Hamas, Hamas, Juden auf den Gas!”), sąd wymierzył kibicom Legii karę prac społecznych, wpłacenia 20% pensji na Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich oraz obejrzenie filmu Izabeli Cywińskiej pt.: „Cud purymowy”.


Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
Ale jaki przekrój całego społeczeństwa wykrzykiwał te haniebne hasła :

Bezrobotny, technik elektryk,student WAT,uczeń technikum informatycznego,pracownik firmy pocztowej,fryzjer,pracownik banku, student nauk politycznych na UW,magazynier,pracownik fizyczny,magister turystyki z własną firmą, kierownik sprzedaży w firmie medycznej, którego żona pracuje w rządowej instytucji, oraz magister historii
To skąd te fantasmagorie,że kibole to kryminogenny element z patologicznych środowisk :scratch
Najlepszą linię obrony wybrał jednak ten Pan :
Pracownik ważnego warszawskiego sądu. Ma tatuaż z symbolem Polski Walczącej: - Nie wiem, co znaczy "Hamas", hasło potem przetłumaczyłem w słowniku.
:szydera
 
A

Anonymous

Były członek Biura Politycznego KC PZPR i późniejszy Premier III RP Leszek Miller-zaatakowany w Sieradzu


Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
To są właśnie skutki ciągłej spirali nienawiści nakręcanej w naszym kraju :( .
 

Areopagita

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
18 Sierpień 2010
Posty
1046
Reakcje/Polubienia
15
Miasto
różne
Hornet napisał:
Sąd: Kibice Legii będą finansować Gminy Żydowskie

Jak donosi "Gazeta Wybiórcza" :
Za okrzyki w stronę kibiców Widzewa (przyp. „Hamas, Hamas, Juden auf den Gas!”), sąd wymierzył kibicom Legii karę prac społecznych, wpłacenia 20% pensji na Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich oraz obejrzenie filmu Izabeli Cywińskiej pt.: „Cud purymowy”.


Ale jaki przekrój całego społeczeństwa wykrzykiwał te haniebne hasła :

Bezrobotny, technik elektryk,student WAT,uczeń technikum informatycznego,pracownik firmy pocztowej,fryzjer,pracownik banku, student nauk politycznych na UW,magazynier,pracownik fizyczny,magister turystyki z własną firmą, kierownik sprzedaży w firmie medycznej, którego żona pracuje w rządowej instytucji, oraz magister historii

Pewnie niejeden wolałby oddać i 50% pensji byleby tego Cudu nie oglądać.
W sumie kara nie taka wysoko, jeżeli np. dopuszczalne jest wpłacenie 20% pensji Sędziego orzekającego. Określili jasno o czyje pensje chodzi? Sam bym wpłacił pensje różnych sędziów, trochę się ich przez lata 'wolnej' Polski nazbierało.
 

lec

Wygadany
Dołączył
29 Listopad 2012
Posty
43
Reakcje/Polubienia
0
"To są właśnie skutki ciągłej spirali nienawiści nakręcanej w naszym kraju :( "

już myslalem, ze trochę wiosny tej zimy, realnego spojrzenia a tu, czas zaprzeszly

Były członek Biura Politycznego KC PZPR i późniejszy Premier III RP Leszek Miller-zaatakowany w Sieradzu

a można było dodac, były ministrant,

a czas teraźniejszy gdzie jest,

poseł obecnej kadencji sejmu, szef klubu sld
 
A

Anonymous

Areopagita napisał:
Pewnie niejeden wolałby oddać i 50% pensji byleby tego Cudu nie oglądać.
W sumie kara nie taka wysoko, jeżeli np. dopuszczalne jest wpłacenie 20% pensji Sędziego orzekającego. Określili jasno o czyje pensje chodzi? Sam bym wpłacił pensje różnych sędziów, trochę się ich przez lata 'wolnej' Polski nazbierało.
Jeżeli ten Cud to nie jest Twój skrót myślowy tylko odniesienie do filmu to zapytam : dlaczego ?
Mi się ten film podobał : zabawny i przewrotny :ok.
Chodzi o pensje tych "strasznych antysemitów",Układ przecież nigdy nie płaci (przynajmniej na dzień dzisiejszy).
lec napisał:
"To są właśnie skutki ciągłej spirali nienawiści nakręcanej w naszym kraju :( "
już myslalem, ze trochę wiosny tej zimy, realnego spojrzenia a tu, czas zaprzeszly
Były członek Biura Politycznego KC PZPR i późniejszy Premier III RP Leszek Miller-zaatakowany w Sieradzu
a można było dodac, były ministrant,
a czas teraźniejszy gdzie jest,
poseł obecnej kadencji sejmu, szef klubu sld
Lec-zresetowali Ci pamięć :eek: ? Może Ty nie lubisz wspominać starych dobrych czasów ale Pan Premier Miller na pewno tak :) .
Co tam : ministrant,poseł czy szef SLD.Kiedyś wraz z towarzyszami byli Panami Życia i Śmierci,więc mają czego żałować.
Mimo wszystko : bardzo dziękuję za uzupełnienie informacji :dziękuję
 

Areopagita

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
18 Sierpień 2010
Posty
1046
Reakcje/Polubienia
15
Miasto
różne
Philip Seymour Hoffman nie żyje 2014.02.02

f0ea9599221ba3953c5ea8fb5b676506.jpg


Zmarł wybitny aktor, jak podają media - prawdopodobnie z powodu przedawkowania narkotyków.

Philip Seymour Hoffman został znaleziony martwy w swoim domu w Greenwich Village - podaje "The Wall Street Journal". Przyczyną śmierci laureata Oscara prawdopodobnie było przedawkowanie narkotyków. Ciało aktora znaleziono w niedzielę o 11:30 czasu miejscowego, sprawę bada nowojorska policja. Hoffman miał 46 lat.

Philip Seymour Hoffman w czerwcu 2013 przyznał, że przez 23 lata, do zeszłego roku był czysty. Pierwszy raz o uzależnieniu opowiedział w 2006 roku w programie "60 minut". Był ojcem trójki dzieci, 10-letniego Coopera, 6-letniej Tallulah i 4-letniej Willy, które wychowywał z projektantką kostiumów Mimi O'Donnell.

Hoffman był niezwykle utalentowanym aktorem, któremu bardzo sprawnie udawało się łączyć opinię artysty niezależnego, zaangażowanego w produkcje indie rodem z festiwalu Sundace, równocześnie sięgając po największe laury i wyróżnienia Hollywood. Najbardziej docenionym wydarzeniem artystycznym w karierze aktora okazał się występ w dramacie "Capote" Bennetta Millera, w którym aktor wcielił się w tytułowego pisarza i za tę rolę zdobył Oscara. Do nagrody Akademii Filmowej nominowany był jeszcze trzykrotnie: za kreacje w "Mistrzu", "Wątpliwości" i "Wojnie Charliego Wilsona".


W filmie zadebiutował niewielką rolą w roku 1991 w produkcji indie "Triple Bogey on a Par Five Hole". Większy występ miał już w roku następnym w filmie "My New Gun". Przez kilka kolejnych lat grywał epizody, między innymi w katastroficznym "Twisterze" czy komedii "Naiwniak". Przełom w karierze Hoffmana nastąpił wraz z rolą u Paula Thomasa Andersona w "Boogie Nights", filmie, którego akcja rozgrywała się w latach 70. w środowisku twórców filmów pornograficznych. W ciągu trwającej ponad 25 lat kariery współpracował z takimi reżyserami, jak między innymi bracia Coen, Todd Solondz, Cameron Crowe, Spike Lee, Mike Nichols, Sidney Lumet czy Charlie Kaufman.


Hoffman realizował się również w teatrze. Jedną ze swoich najbardziej pamiętnych scenicznych ról zagrał u boku Meryl Streep i Christophera Walkena w adaptacji "Mewy" w reżyserii Mike’a Nicholsa. Za kreację w "True West" Sama Sheparda nominowany był do Tony. Na swoim koncie miał też udane próby reżyserskie: stanął za kamerą ciepło przyjętego komediodramatu "Jack uczy się pływać".

Hoffman przygotowywał się do zagrania głównej roli w "Happyish", serialu stacji Showtime. Byłaby to jego pierwsza regularna rola w telewizji. Aktor zdążył natomiast zakończyć zdjęcia do filmu "A Most Wanted Man", który do polskich kin wejdzie w czerwcu. Ostatnio mogliśmy go oglądać w filmie "Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia".


W internecie pojawiły się już pierwsze kondolencje ze strony gwiazd Hollywoodu: "Dla najbardziej wrażliwych spośród nas, ta wiadomość to zbyt wiele" (Jim Carrey), "Niesamowicie smutna wiadomość. Taki wielki talent" (Jon Favreau), "Pierwszy raz widziałem go w 'Zapachu kobiety'. Genialny aktor" (Kevin Smith), "Spoczywaj w pokoju. Byłeś najlepszy! Odszedłeś zbyt wcześnie" (Joel McHale).



Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!

Narkotyki. Od czego uciekamy do wyśnionych światów, wygenerowanych chemicznie złudzeń? Dlaczego?
Jaka była sytuacja tego człowieka, że możliwe było przedawkowanie? Może to nic nie znaczy, nie wiem, rodzi to moje pytanie, czym innym jest bowiem używka, a czym innym jej przedawkowanie. Nawet jeżeli to drugie jest konsekwencją pierwszego, to nadal pozostaje pytanie - dlaczego to było możliwe.

Być może wyjaśnienie jest banalne i nic nowego by nie wniosło.

Powtórzę jednak wcześniejsze pytanie - dlaczego ludzie uciekają w narkotyczne stany?
Czy to nam coś mówi o człowieku interesującego, czy też jedynie znajdziemy banał w stylu: chciał spróbować, wciągnęło go. Nie dał rady. Dlaczego jednak nie dał?

:scratch

Nie chcę nikogo urazić, lecz sądzę, że to głupia, wstydliwa, niepoważna śmierć. Niepasująca do człowieka. A także - niepasująca do tego człowieka. A może - niepasująca do mojego obrazu Hoffmana?

Nic nam nie pozostało, wierzący mogą się za niego pomodlić. Jego życie w tej sferze rzeczywistości zakończyło się. Zostało zamknięte.

Nikt go nie zastąpi. Jak zawsze w wypadku, gdy umiera osoba.
 

Areopagita

Bardzo aktywny
Zasłużony
Dołączył
18 Sierpień 2010
Posty
1046
Reakcje/Polubienia
15
Miasto
różne
Prehistoryczne znaleziska na dnie Morza Bałtyckiego

Na dnie Morza Bałtyckiego u wybrzeży Szwecji odkryto pozostałości ludzkiego siedliska i artefaktów sprzed 11 tysięcy lat – informuje serwis internetowy Yahoo.


Odkrycia dokonano na głębokości 16 metrów podczas badań morskiego dna u wybrzeży regionu Skania w południowej części Szwecji w rejonie Hano. Zespół archeologów i nurków z Uniwersytetu w Lund pod kierunkiem prof. Ursusa Nilssona z Uniwersytetu Sodertorn we Flemingsbergu odkrył pozostałości ludzkiego obozowiska i rozmaite artefakty sprzed 11 tysięcy lat. Wśród prehistorycznych znalezisk znajdują się narzędzia, harpun wykonany ze zwierzęcej kości, a także rogi i kości tura – wymarłego gatunku ssaka będącego przodkiem niektórych gatunków bydła domowego. W czasach historycznych tury żyły na obszarach leśnych w całej Europie, a potwierdzona w kronikach śmierć ostatniego zwierzęcia miała miejsce w 1627 r. w Polsce. Odkryte przez szwedzkich archeologów pozostałości ludzkiego obozowiska sprzed 11 tysięcy lat należą do najstarszych rozpoznanych siedlisk ludzkich w całej Skandynawii.

Według prof. Nilssona pozostałości znajdowały się w miejscu, które mogło być niegdyś laguną na skraju mokradeł, a wszystkie artefakty pochodzenia organicznego przetrwały tak długo dzięki temu, że stanowisko jest bogate w typowe dla jezior i mokradeł denne osady organiczno-mineralne o nazwie gytia.
Archeolodzy będą kontynuować podwodne badania na stanowisku i mają nadzieję na odkrycie prehistorycznego miejsca pochówku.


Zaloguj lub Zarejestruj się aby zobaczyć!
 

antbil007

Bardzo aktywny
Fąfel
Dołączył
11 Czerwiec 2010
Posty
6011
Reakcje/Polubienia
4428
Miasto
Polska
.
"Rzeczpospolita": biedny jak polskie dziecko :k...... :k...... :k......

Ponad pół miliona dzieci w Polsce nie dojada, bo ich rodziców nie stać, by "zapewnić im przynajmniej co drugi dzień posiłek z mięsa, drobiu, ryby lub odpowiednika wegetariańskiego" – wynika z publikacji GUS, którą cytuje "Rzeczpospolita". Jak czytamy, w niedostatku lub biedzie żyje 1,4 miliona najmłodszych Polaków.

Dane zawarte w opracowaniu "Warunki życia rodzin w Polsce" są zatrważające - czytamy w gazecie. M.in. 450 tys. dzieci nie ma wszystkich podręczników, bo rodziców nie stać na ich zakup. Z powodu biedy 530 tys. dzieci nie chodzi do specjalistów, a blisko 600 tys. do dentysty.

Ogółem na 8,9 mln dzieci w wieku 0-24 lata "na utrzymaniu" w niedostatku lub biedzie żyje 1,4 miliona.

- Polskie państwo jest odwrócone do młodych plecami. Nasza polityka społeczna postawiona jest na głowie, bo często pomagamy tym, którzy takiej pomocy nie potrzebują, a zapominamy o najsłabszych, m.in. dzieciach - mówi na łamach "Rzeczpospolitej" Krystyna Iglacka, demograf, rektor Uczelni Łazarskiego.

Prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz z SGH dodaje, że bieda jest dotkliwa zwłaszcza w małych miejscowościach. - Tam nie ma, jak na wsi, możliwości skorzystania z naturalnych środków ratunkowych, takich jak np. własne produkty rolne.

Jak wynika z badań GUS, szczególnie narażone na biedę są w Polsce rodziny wielodzietne.
 
Status
Zamknięty.
Do góry